Haymitch nie wyznaczył dokładnej godziny na nasze śniadanie i tego ranka nikt się jeszcze ze mną nie kontaktował, ale jestem głodna, więc idę do jadalni, w nadziei, że znajdę tam coś do jedzenia. Nie
pomyliłam się. Choć stół jest pusty, na długiej ladzie z boku widzę co najmniej dwadzieścia potraw. Przy nakryciu stoi na baczność młody mężczyzna, awoks. Pytam, czy mogę się sama obsłużyć, a on kiwa głową. Na moim talerzu lądują naleśniki z marmoladą pomarańczową i plastry jasnofioletowego melona. Delektuję się, obserwując wschód słońca nad Kapitolem. Zjawiają się Haymitch i Jackon, życzą mi dobrego dnia i napełniają talerze.Denerwuję się przed szkoleniem. Trybuci mają trzy dni na wspólne ćwiczenia. Ostatniego popołudnia każdy z nas otrzyma możliwość zaprezentowania się przed organizatorami igrzysk. Niedobrze mi na myśl o spotkaniu z innymi zawodnikami. Haymitch pochłonął kilka porcji wołowiny. Wzdycha i w końcu
odsuwa talerz. Z kieszeni wyciąga butelkę, przez dłuższą chwilę pije, a na koniec opiera się łokciami o stół.
- Do rzeczy - odzywa się. - Szkolenie. Jeśli chcecie, to na początek mogę was uczyć osobno. Musicie teraz zadecydować.
- Dlaczego mielibyśmy się szkolić osobno? - pytam.
- Czasem się zdarza, że ktoś dysponuje jakąś skrywaną umiejętnością, z którą nie chce się zdradzić. - tłumaczy Haymitch.
- Nie ukrywam żadnych szczególnych umiejętności. - odzywa się Jackson.
- Ja również. - przyznaję
Wszyscy w 12 Dystrykcie wiedzą, że Jackson Meester jest synem drwala i stolarza. Potrafi posługiwać się siekierą, pilą do cięcia drewna, dłutem i tego typu narzędziami. Mi raz udało się trawić z łuku w wyznaczone przez Gale'a miejsce na drzewie. Oczywiście za trzecim razem. Nie miałam co się ośmieszać mówiąc o tym. Nie jestem też dobra w rzucaniu nożami, czy czymkolwiek innym. Nie ma szans żebym dała sobie radę.
- A więc dobrze. Za 15 minut chcę widzieć Was przy windzie, przebrani w ciuchy do ćwiczeń.
Od razu poszłam do swojej garderoby. Na wieszakach z ubraniami do ćwiczeń był wielki wybór co do kroju stroju. Pośpiesznie ubrałam się i znów wróciłam do salonu. Haymitch już tam był, a Jackson zjawił się chwilę po mnie.
- Jackson zjedź na sam dół, czeka tam na Ciebie Effie. Zaprowadzi Cię na Główną Salę Treningową. - powiedział Haymitch, a ja odprowadziłam go wzrokiem do windy, patrząc jak powoli znika.
- A ja? - zapytałam.
- Mamy jeszcze chwilę czasu. Słuchaj. W czym jesteś najlepsza?
- Nie wiem. Chyba w niczym...
- To źle. To bardzo źle. Musisz się czymś wykazać żeby Korem w ogóle zechciał pokazać Ci swoje studio.
- Ale ja na...
- Poczekasz aż Atala sprawdzi listę, nie bądź wyrywna, uśmiechaj się i bądź pogodna, kiedy coś mówisz rób to z wielką gracją. Pokaż jak czarujesz głosem. Atala objaśni wam różne sztuki walki, pokarze stanowiska, broń i inne. A kiedy da wam czas do wybrania sobie broni Ty chodź koło zawodników, przyglądaj się im, a na konie idź do stanowiska z nożami. Będę tam na Ciebie czekał. Rozumiesz?
- Tak, ale... - chciałam zaprotestować, lecz Haymitch walnął otwartą ręką w blat stołu.
- Zgodziłaś się wykonywać moje polecenia! Rób co mówię.
Po chwili z winy wyskoczył Alex i w pięć minut uporał się z moimi włosami. Powiedział, ze chce, abym zawsze wyglądała tak jak przystało na igrającą z ogniem.
Haymitch wskazał ręką na windę i razem do niej wsiedliśmy. Sale treningowe mieszczą się na podziemnych kondygnacjach naszego budynku. Dzięki windom docieramy tam w niecałą minutę. Drzwi się otwierają i widzimy przestronne studio, wypełnione różnymi rodzajami broni oraz torami przeszkód. Przybywamy jako ostatni. A czarnoskóra dwudziestoparolatka z luźno związanymi włosami i ciemnymi oczami patrzy się na nas z jakby lekką pogardą.
- Dwunasta spóźniona. - stwierdza ironicznie i notuje coś w swoim notatniku.
- Nie spóźniona! - protestuję. Haymitch łapie mnie za rękę, chcąc abym ucichła. - Mamy teatralne wejście. - dodaję z dumą. Wiem, że Haymitch nie będzie z tego powodu zadowolony. Garstka mentorów, którzy zgromadzili się kilka metrów od nas bardzo rozbawiła moja wypowiedź, a Haymitch posłał mi przeraźliwe spojrzenie.
Pozostali trybuci zgromadzili się w ciasnym kole. Każdy z nich ma przypięty do koszuli kwadrat materiału z numerem swojego dystryktu. Gdy ktoś przyczepia mi do pleców dwunastkę, pobieżnie przyglądam się rywalom. Teraz zachowuję powagę i staram się pokazać, że nie jestem łatwą zdobyczą do pokonania. Chociaż taka jest prawda. Dołączam do kręgu, a Atala zaczyna objaśniać zasady szkolenia. Specjaliści z każdej dziedziny pozostaną na swoich stanowiskach. Wolno nam swobodnie przemieszczać się po całej sali, w zależności od interesujących nas zagadnień i sugestii naszych mentorów. Na niektórych stanowiskach można poznać techniki przetrwania, na innych prowadzi się ćwiczenia bojowe. Nie wolno nam angażować się w jakiekolwiek symulacje walki z innymi trybutami. Od tego są specjalnie wyznaczeni asystenci.
Każdy ruszył w stronę innego stoiska, a ja zgonie z zaleceniami Haymicha najpierw trochę ich poobserwowałam, a później skierowałam się w stronę stoiska z nożami. Nie było tam jednak Haymicha, więc postanowiłam grać na czas. Sięgnęłam po jeden nóż, obejrzałam go dokładnie i zamachując się chciała rzucić, kiedy przerwał mi znajomy głos.
- Rosie! - od razu się odkręciłam. Teraz głos Haymitcha był dużo bardzie pogodny niż wcześniej. - Chodź do nas.
Koło marmurowych kolumn stał Haymitch i jakiś mężczyzna. Był on wysoki, dobrze zbudowany, w podeszłym wieku. Miał około 50 lat, ale wygladał bardzo elegancko i stylowo.. Ubrany w beżowy garnitur, a jedyne co mu nie pasowało, to czarne jak smoła namalowane brwi i oprawione kontury ust na różowo.
- To jest Rosie. Musisz kiedyś usłyszeć jak śpiewa. Wczoraj nie mogłem się naprosić, aby nie przestawała śpiewać. Jest naprawdę niesamowita!
- Z jak największą przyjemnością wysłucham co mógłby zaoferować mi skromny głosik kryjący się w tej uroczej osóbce. Elzebeder Kormen. - przedstawił się z Kapitolańskim akcentem. O mało nie zaczęłam się śmiać
- Rosie Stanley. Bardzo mi miło. Haymitch opowiadał tyle o panu. Nie mogłam się doczekać aż pana poznam.
- Myślę, że będziemy mieli jeszcze sporo czasu aby porozmawiać. Teraz najważniejszy jest trening. - znów wtrącił Haymitch.
- Oczywiście, że tak. Widzimy się po treningu w głównym holu. - powiedział mężczyzna i opuścił nas.
- Ach, nie najlepiej nam to wyszło. - stwierdził Haymitch z niemrawą miną.
- Dlaczego?
- Powiedział, że spotkamy się w głównym holu. Czyli on czeka aż czymś go zadowolisz. Chce zobaczyć czy warto w Ciebie inwestować.
- Co mam zrobić?
- Nie wiem! Z czym sobie poradzisz? Jaką bronią dysponujesz?
- Nie wiem, może łuk. Raz mi się udało strzelić do celu.
- Nie mamy nic do stracenia. A teraz uśmiech i idź do strzelnicy. - wskazał na stoisko, które jest kilka metrów dalej. - Dyskretnie powiedz do przewodnika, który tam stoi, że pierwszy raz strzelasz. On Ci pomoże, bo ja sam, też się na tym nie znam. Idź.
Bez dyskusji poszłam i zrobiłam to co kazał mi Haymitch.
Rosie na treningu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz