Było mi duszno, wszystko wirowało i jedno dręczące pytanie. Czy umrę zanim przytulę ciocię, zanim poczuję cudowny zapach dymu, który osiadł na koszuli Gale'a, zanim usłyszę rytmiczne bicie serca, które znam na pamięć, zanim dotknę bosymi stopami trawę na polanie w lecie.
Pochylało się nade mną chyba z piętnaście osób. To przez to było tak duszno. Wszystkie te twarze rozpoznawałam, ale widok akurat tych nie zadowalał mnie. Krzyczeli coś nie zrozumiale, potrząsali moją głową, dotykali rannych nóg. Miałam nadzieję, że kamery nie kręcą dalej tego. Wyszłabym na zwyciężczynie niezdarę, a wolę zachować twarz przynajmniej przed Kapitolem.
Myślałam, że byłam przytomna, ale tak na prawdę było to tylko chwilowe przebudzenie. Teraz znajdowałam się w dużym pokoju. Był cały pomalowany na kolor beżowy, a na ścianach widniały pojedyncze rubinowe kwiaty wysadzane kamieniami. W całości był ładnie umeblowany, szafki, stoliki, mały stół i dwa eleganckie krzesła. Duży ekran, i kilka urządzeń, którym musiałabym się przyjrzeć żeby je sprecyzować. Nikogo przy mnie nie było, ale słyszałam kilka osób, których głosy mieszały się. Chyba znów trafiłam do Kapitolu. Och, za jakie grzechy?!
Lekko unosząc głowę widziałam zza okna zachodzące słońce przysłonięte drzewami. Drzewami, powtarzam w myślach. Wpatruję się w zachodzące słońce i widzę, że nie jest sztuczne w obliczu budynków i dymu fabryk. Gdzie jestem? Czy to możliwe, żeby to był mój... dom? Wiedziałam, że jeśli zwyciężę czekać będzie tu na mnie nowe miejsce zamieszkania, ale czy jest możliwe żeby było aż tak śliczne?
Słyszę jak ktoś wchodzi po schodach. Z niecierpliwością czekam aż postać ukarze się w drzwiach. Drzwi się otwierają i zagląda do nich znajoma twarz. Tak długo wyczekiwana, tak upragniona, ta najważniejsza!
- Rosie! - krzyczy drobna kobieta i rzuca się biegiem w moją stronę. Chcę wstać i wybiec jej na spotkanie, ale nie mam siły nawet drgnąć ręką. Podchodzi do mnie, widzę jak łzy spływają jej po policzkach. Całuje mnie kilkakrotnie w oba policzki trzymając je w drobnych spracowanych dłoniach. Ja też płaczę. Czekałam na te spotkanie odkąd usłyszałam swoje imię w dniu dożynek, jednak miałam świadomość, że nigdy może nie nastąpić, Opowiadamy sobie jak bardzo obie tęskniłyśmy za sobą, nie mogę uwierzyć, że to wszystko nie jest fikcją. Mówi o tym jak Gale pomagał jej się nie załamać w chwilach kiedy prawie umierałam. Widzę, że jest sporo chudsza i ma zapadnięte policzki. To na pewno ze stresu. Pytam co się ze mną stało na placu. Opowiada jak burmistrz nieumyślnie poklepał mnie po plecach, a wtedy o mały włos nie przewróciłam się. Podczas tego wyczynu musiało mi popękać kilka szwów, mówi, że z pomocą przyszła pani Everdeen, która spowrotem zaszyła je.
Siedzimy tu już dłuższy czas. Czasem dużo mówimy, a czasem milczymy ciesząc się swoją obecnością. Ciocia chce wiedzieć wszystko, a więc opowiadam o wszystkim od samego początku z drobnymi szczegółami. Opowiadam o przybyciu do Kapitolu, nagrywaniu piosenek, Alexie, mojej grupie przygotowawczej, szkoleniach, o dziwnie wyglądających ludziach. Wspominam o wszystkich występach przed kamerami, Caesarze Flickermanie, o uroczystym bankiecie, i koronacji zwycięzcy. Wszystko wydaje się być takie nieprawdopodobne, ale jest szczerą prawdą. Przyznam, że nigdy tak nie tęskniłam za kimś jak podczas Igrzysk za ciocią.
Teraz ja przejmuję pałeczkę i zaczynam zadawać pytania. Oczywiście na pierwszy ogień idzie pytanie o Gale'u.
- A jak... co z Galem? - zaczynam niepewnie.
- Wszystko w porządku, to dzielny chłopak. Nie ukrywam, że też był wstrząśnięty oglądając Igrzyska.
- Musisz mi go koniecznie niedługo przyprowadzić. - oświadczam z ulgą w głosie. Zrobiło się ciemno, a moje powieki całkowicie opadały z sił. Poprosiłam ciocię, aby zgasiła światło i poczekała ze mną aż zasnę. Była bardzo ucieszona, że jest mi teraz tak niezbędna.
Rano przebudziłam się jeszcze bardziej obolała niż wczorajszego wieczoru. Teraz nie mogłam, nie tylko ruszać rękami i nogami, ale również przewracać oczami, przełykać ślinę. Miałam nawet problemy z braniem głębszych oddechów, ponieważ czułam ucisk na klatce piersiowej. W całym domu było cicho i nie wiedziałam czy mam zawołać ciocię, czy nie. Może wyszła na dwór, lub robi coś ważnego. Po dłuższym czasie postanawiam jednak zawołać. Przez chwilę nie słyszę nic, a później głośny tupot. Ktoś wchodził po schodach. Szybko pokonał odległość dzielącą schody i pokój, w którym się znajdowałam jakby bywał tu już wcześniej. Drzwi otworzyły się, ale nie stała w nich ciocia. Był to Gale.
Chwilowo znieruchomiałam widząc go, ale zaraz potem z moich ust wydarło się ciche westchnięcie i szeroko uśmiechnęłam się. Podbiegł do mnie i złapał delikatnie za rękę przyciskając ją do swojego policzka. Znów czułam, że żyję, że odzyskuję mowę, że wraca mi czucie w rękach i nogach, po chwilowej utracie.
- Zamordowałbym Cię gdybyś umarła. - mówi i od razu wywołuje tym jeszcze szerszy uśmiech na mojej twarzy. - Jak się masz? - dodaje z troską w głosie.
- Nieźle, dziś już chyba dużo lepiej. Jak wypadłam wczoraj?
- Szczerze czy po przyjacielsku? - pyta z łobuzerskim uśmiechem. '
- Szczerze. - również się uśmiecham.
- Okropnie! Ległaś na ziemię jak wieloryb, a wszyscy rzucili się na Ciebie jak głodne piranie. - mówi o oboje śmiejemy się. - Teraz możemy się z tego śmiać, ale wczoraj nikt by nawet nie odważył się otworzyć ust. - wzdycha. - Tak w ogóle to chciałem Ci pogratulować...
- Gale chociaż Ty sobie daruj! - przerywam mu.
- Że potrafisz się nie ruszać nawet jak ktoś rzuca Ci nożem w nogę. - dokańcza.
- To wielka sztuka, trenowałam to latami. - ponownie wybuchamy śmiechem.
- Dobrze, że jesteś.
Zapada cisza. Nie taka niezręczna, tylko taka swojska. Oboje mamy sobie tyle do powiedzenia, ale wolimy nacieszyć się napierw swoją obecnością. Będziemy mieli na to mnóstwo czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz