sobota, 16 marca 2013

Rozdział 36

Wszystkie dni są takie same. Budzimy się, ubieramy, jedziemy wśród wiwatujących tłumów, wysłuchujemy przemówienia na moją cześć. W odpowiedzi wygłaszam mowę z podziękowaniami, które wcześniej przygotowuje mi Effie i Alex po incydencie w Jedenastym Dystrycie kiedy to nie mogłam wydusić z siebie słowa. Czasami wybieramy się na krótką przejażdżkę po okolicy: w jednym strzeliste lasy, brzydkie fabryki, pola pszenicy albo cuchnące rafinerie. Wkładamy stroje wieczorowe, uczestniczymy w kolacji. I do pociągu. Jeszcze tylko cztery Dystrykty, Kapitol i do domu.
Alex zaczyna zwężać mi ubrania w talii, ekipę przygotowawczą martwią moją podkrążone oczy. Effie podaje mi pastylki nasenne, ale lekarstwa nie działają, a raczej działają zbyt słabo. Pigułki tylko przedłużają upiorne sny. Zasypiam i wkrótce budzą mnie koszmary, coraz częstsze i bardziej realistyczne. To mnie zabija.
Dojeżdżamy do Czwartego Dystryktu. Nie wiem za co mogę tu liczyć. Z pewnością nie przywitają mnie tu jak w poprzednich Dystryktach. Nie chcę nawet spojrzeć na twarze rodziny chłopaka, którego zabiłam. Boję się. Boję się, że oni się zemszczą, że świat się na mnie zemści za to. Za to, że przeżyłam.
Mam wrażenie, że patrzę na garnek, którego zawartość się gotuje i który lada moment wykipi. Nie wiem jak na mnie zareagują.
Alex ostatecznie poprawia mój strój. Strzepuje kurz z czarnego materiału, wygładza go dłońmi, poprawia cieniutkie ramiączka. Układa loki w spójną całość, sypie różem po policzkach. Właśnie zdaję sobie sprawę jak bardzo nie znoszę przygotowań.
Wysiadamy z pociągu. Nie chcę na nic, ani na nikogo patrzeć więc wbijam wzrok w ziemię, ale coś unosi moją brodę do góry. Zauważam, że to ręka Alexa. Niewzruszonego Alexa.
- Jesteś wojowniczką. Bądź nią zawsze. - mówi nadaj niewzruszony. Nie wiem czy tak dobrze gra, czy po prostu jest już znudzony moim towarzystwem. Teraz czuje się jakbym już całkowicie nie miała na kim polegać, jakbym nie miała przy sobie nikogo.
Próbuję patrzeć się przed siebie, ale uniemożliwia mi to przeraźliwa śnieżyca. Gęsty śnieg pada ze wszystkich stron, zaspy sięgają nawet do kolan, boję się, że makijaż zaraz się rozmaże i będę wyglądać jak płaczące dziecko, a nie jak wojowniczka.
Przed Pałacem Sprawiedliwości znów zebrał się tłum ludzi. Na twarzach widzów maluje się szczery
zachwyt. Zachwyt podszyty wściekłością. Tłum skanduje moje imię, co brzmi raczej jak wezwanie do zemsty niż jak radosny wiwat. Gdy Strażnicy Pokoju wkraczają do akcji, żeby uspokoić niepokorną rzeszę, ludzie napierają, zamiast się wycofać. Wiem, że nie mogę nic zrobić, aby to zmienić. Tej fali nie powstrzyma żadna, nawet najbardziej wiarygodna przemowa o tym jak bardzo żałuję śmierci chłopaka.
Usiłuję nie patrzeć na jego bliskich, gdy dowiaduję się, że naprawdę miał na imię Logan. Dlaczego dotąd nic o tym nie wiedziałam? Podejrzewam, że przed igrzyskami nie zwróciłam na to uwagi, a po ich zakończeniu zwyczajnie nie chciałam wiedzieć.
Przed uroczystą kolacją zostaję ponownie przygotowana do występu przed kamerami. Oklapnięte, mokre loki znów nabierają obiętości i stają się suche, makijaż zostaje poprawiony i jest teraz wyraźnie mocniejszy. Czarna sukienka zostaje zamieniona na podobną, ale z białymi akcentami i jest o wiele dłuższa. Broszka z kosogłosem znów zajmuje miejsce w materiale sukienki.
W końcu jestem gotowa do wyjścia i spoglądam na swoje odbicie w lustrze.
- Podoba ci się? - pyta Alex.
- Jest piękna, jak zawsze. - potwierdzam.
- Sprawdźmy, czy pasuje do uśmiechu. - proponuje łagodnie. W ten sposób przypomina, że za moment znowu stanę przed kamerami. Udaje mi się unieść kąciki ust. - No proszę, gotowe.
- Dziękuję. Że jesteś.
- Zawsze będę. - odpowiada znów niewzruszony.
- Bo musisz?
- Bo chcę. Sam poprosiłem o Dwunasty Dystrykt. Jestem dumny i szczęśliwy, że na Ciebie trafiłem.- nie do końca mu wierzę, ale w odpowiedzi przytulam go bardzo serdecznie.

Na sali znów roi się od kamer, które bez przerwy obserwują każdy mój ruch. Próbuje zachowywać się jak najdoskonalej. Nie kuleć, nie pochylać się, nie garbić, nie masować obolałych kończyn. To koszmar! Przez cały wieczór Haymitch i Alex nie spuszczają mnie z oka. Jestem im za to wdzięczna jak nigdy w życiu. Boję się, że jeśli zostanę sama coś mi się tu stanie w tym obcym miejscu.
- Witamy ponownie. - usłyszałam cichy, spokojny, męski głos. Odwróciłam się i zauważyłam dość przystojnego mężczyznę. Pamiętam go. To Finnick Odair. 
- A tak, cześć. - troszkę mnie zamurowało.
- Jak się miewasz? - zapytał.
- Dobrze. Tak, tak mi się wydaje.
- A jak jest na prawdę? - zaśmiał się.
- Yyy dobrze. - byłam już lekko zdenerwowana i zażenowana, nie wiedziałam co mam robić.
- Tak w ogóle to przepraszam Cię za tę broszkę wtedy w Kapitolu.
- Nie ma sprawy, nic się nie stało. Typowy atak histerii. Po igrzyskach to norma. - zaśmiałam się wciąż zdenerwowana chcąc poprawić atmosferę, ale stała się tylko jeszcze bardziej napięta.
- Tak, chyba masz rację. Chcesz może zatańczyć? - spytał chyba od niechcenia.
- Błagam Cię, kto jak kto, ale Ty Finnick mi tego nie rób.
- Więc widzę, że z Twoje kości wciąż nie są w najlepszym stanie. - zaśmiał się. - A zatem zapraszam. Pogadamy. - podał mi dłoń i trzymając ją zaprowadził mnie do małej salki. Śmierdziała alkoholem i dymem papierosowym, ale była przytulna. Przed oczami mignęły mi twarze kilku znanych osób. Nie znałam ich osobiście. Znałam ich z Igrzysk.
- Mam zaszczyt przedstawić Ci - zaczął Finnick teatralnym zmienionym głosem wygłupiając się. - zwycięzców z Czwartego Dystryktu. - odetchnął i teraz już normalnym głosem zaczął mówić. - Piękna i wspaniała Mags Fernley. - pomachała mi starsza kobieta popijająca drinka. Miała około sześćdziesiątki, ale dobrze się trzymała. - Annie. - wskazał na zgrabną dziewczynę. Była dość ładna. Pamiętałam ją. Wygrała w 70 Głodowych Igrzyskach kiedy arenę zalała woda, a ona jedna umiała pływać i przeżyła. - I John - wskazał na dobrze zbudowanego, przystojnego, młodego mężczyznę. Był na prawdę przystojny. Modliłam się żeby tylko nie zarumienić się. Rzadko jestem otaczana wianuszkiem tak przystojnych mężczyzn.
- Tyle o tobie słyszeć, a poznać Cię to już coś. - zaczęła Mags z okropną ciszą w głosie. Wypowiedziała to bez żadnych uczuć. To gorsze niż gdyby powiedziała to ze złością.
- Tak, mi że miło Was poznać. Jednak obawiam się, że muszę wrócić...
- Przestań! Przyzwyczajaj się. Właśnie w takich miejscach chowają się zwycięzcy gdy mają dość kamer, Ty nie masz?
- Nie żebym narzekała...
- Robią z Ciebie wielką dorosłą, ale skarbie to zupełnie do Ciebie nie pasuje. Powiedz swojemu styliście, żeby zmienił Twój styl. Jesteś zbyt młodzieńcza i taka za bardzo niewinna na swój wygląd. - zabolało. Alex stara się ile może żeby wyprowadzić mnie na prostą, a jedna kobieta niszczy to jednym zdaniem. - Skarbie nie zachowujesz się jak kobieta, ale jak dziecko, którym Ciągle jesteś...
- Boli Cię to, że wygrałam mając piętnaście lat? - spytałam z wyrzutem. - Spójrz na Finnicka, on miał czternaście. Możecie mnie nienawidzić, ale nie spodziewałabym...
- A myślałaś, że każdy będzie biegał za tobą, całował Cię w czółko i głaskał po włoskach kiedy uda ci się przejść z jednego końca sali na drugi? Spodziewaj się...
- Mags... - uspokoił ją jednocześnie Finnick i John.
- Nie musisz się na nie odgrywać za śmierć Logana. Gdyby wysłali Cię tam gdzie mnie, nie zawahałabyś się  przed zabiciem kogoś z dwunastki. Przecież to tylko dwunastka. - wycedziłam i wyszłam ocierając policzki. Mam nadzieję, że kamery tego nie zarejestrowały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz