piątek, 8 marca 2013

Rozdział 29

Tak jak myślałam, całą noc budziłam się zlana potem i zasypiałam na kilka minut. Śniły mi się koszmary, zmiechy, zabici trybuci, mój powrót na arenę. Było mi gorąco, a za chwilę lodowato. Czasami z bólu przygryzałam róg kołdry, ale to nie pomagało. Chciałam, przekręcić się na drugi bok, ale nie mogłam się ruszyć. Istny koszmar. Piekło na ziemi.
Wreszcie przyszła Effie z wiadomością, że nastał następny „wielki, wielki, wielki dzień!".  Za nią wchodzi brązowooki awoks i karmi mnie miską kaszy z mięsem. Effie twierdzi, że powinnam zrobić to sama, ale nie ma pojęcia jak bardzo bolą mnie wszystkie kończyny i jak obezwładnione są moje ręce i nogi.
Zaraz potem zjawia się moja ekipa. Pomagają mi usiąść, a zajmuje nam to około dziesięciu minut. Później zabierają się za włosy. Dziś nie proszę ich o upięcie. Daję wolną rękę choćby miałyby to być zielone dredy. Tak bardzo jest mi to obojętne, kiedy boli każda część ciała. Widzę jak Nate tworzy piękny wzór na paznokciach, a Lola zaczyna makijaż. Kiedy kończy nakłada mi podkład również na ręce, aby w miarę możliwości zakryć siniaki, szwy i rany. Gdy przychodzi Alex, wygania swoich ludzi i ubiera mnie zaczynając od podobnych pończoch do tych wczoraj. Te są jednak bardziej ciemne. Później wkłada na mnie srebrną połyskującą sukienkę, której górna część nie jest zbyt wygodna, ale założyłabym ją nawet gdyby była za mała. Była zbyt piękna, abym odmówiła jej założenia. Była długa do kostek, ale miała odkryty cały dekolt i ramiona. Wkłada mi na nogi czarne pantofelki oczywiście płaskie.
Osobiście poprawia mi makijaż, żeby moja twarz wyglądała bardziej, jak on to ujął, wojowniczo. Prowadzimy niezobowiązującą rozmowę kiedy otwarcie pytam:
- Alex, czemu robisz z dziecka wojowniczkę? - nie robiłam mu żadnych wyrzutów. Byłam ciekawa.
- Nie jesteś dzieckiem, Rosie. Wygrałaś z tyloma przeszkolonymi zawodnikami, jesteś wojowniczką.
- Jestem farciarą. - stwierdzam ponuro. - Ten zmiech mógł równie dobrze najpierw roszarpać mnie i zostawić tego chłopaka przy życiu.
- Źle to odczytujesz, Rosie. On zginął za głupotę. Każdy normalny człowiek w obliczu takiego zmiecha ucieka i chowa się, a nie rzuca w niego bronią. Dla zmiecha ta broń była jak zabawki, nie zrobiła mu specjalnej krzywdy, ale bardzo rozzłościła. Na czym ucierpiałaś tylko Ty. Mimo wszystko jesteś wojowniczką.

Wywiad odbywa się na końcu korytarza, w salonie. Z pomieszczenia znikły wszystkie meble, pojawiła się w nim za to wygodna kanapa, która będzie umożliwiała mi wygodne siedzenie. Realizatorzy ustawili tylko kilka kamer, mających nagrywać rozmowę. Przynajmniej nie ma publiczności.
Caesar Flickerman ściska mnie gorąco na powitanie.
- Moje gratulacje, Rosie, jak sobie radzisz?
- Nieźle, jestem okropnie obolała, ale daję radę.
- To świetnie. Możesz sobie wygodnie usiąść, a ja pogadam z kamerzystami. - mówi do mnie. Wtedy podchodzi do mnie Haymitch i pomaga mi usiąść.
Ktoś zaczyna głośno odliczać i oto trafiamy na wizję, ogląda nas cały kraj. Caesar Flickerman jest cudowny, opowiada śmieszne rzeczy o mnie i nie tylko, jakby znał mnie wieczność. Na pewno po prostu ściemnia, bo niby skąd by wiedział o mnie tyle zabawnych rzeczy. Muszę przyznać, że jest wspaniały. Wcześniej przed kamerami nie czułam się zbyt dobrze, ale teraz nie ma to dla mnie znaczenia.
W końcu Caesar zaczyna stawiać pytania, na które czekałam z niecierpliwością.
- Rosie, jak czujesz się jako wygrana? - pyta i zapada cisza.
- Wygrana? - powtarzam, a on kiwa głową. - Nie czuję się wygrana. - dodaję. Na to Caesar śmieje się i pyta o szczegóły. - Odkąd zostałam wylosowana na dożynkach byłam przegrana. Każdy jest. Nie ważne, czy wygrywasz, czy umierasz. To gra. Tutak każdy tobą kieruje, a ty możesz tylko wykonywać polecenia.
- Sądzisz, że ktoś Tobą kierował? - pyta z ciekawości.
- Nie w takim dosadnym znaczeniu. Kierował, w sensie, że od niego zależały moje dalsze losy. Z pewnością pamiętasz ten moment, kiedy o mały włos nie zamarzłam, ale dostałam mapkę? Ktoś tym pokierował.
- Masz rację. Spryciula, z niej, prawda? - śmieje się do kamery, ja również uśmiecham się. - Rosie, powiedz nam jak się czułaś kiedy ogromne zwierze przywaliło Cię swoim ciężarem?
- Ten wybuch, który nastąpił chwilę po tym jak zmiech wstał, myślałam, że on obwieszczał moją śmierć. Nie czułam już wtedy bólu, nie czułam niczego.
- Czyli o swojej wygranej zorientowałaś się później?
- Tak, w szpitalu kiedy odwiedził mnie Haymitch, Alex i Effie.
- I jak zareagowałaś?
- Byłam szczęśliwa, że będę mogła wrócić do domu, nie ważne w jakim stanie. Wiem, że kiedyś wrócę do normalności.
- Normalności. - powtórzył. - Co jest w tobie teraz nienormalnego?
- Na pewno mój stan fizyczny. Nie mogę chodzić po schodach, ogólnie z samym chodzeniem mam spore kłopoty, dlatego zawsze ktoś mi pomaga.
- Tak, zauważyłem to wczoraj po zakończeniu filmu z Igrzysk kiedy nie mogłaś wstać podczas hymnu.
- Dokładnie. - potwierdzam.
- Na pewno cieszysz się, z powrotu do domu. Co będziesz tam teraz robić?
- Żyć. - odpowiadam i razem śmiejemy się. - Z pewnością na początku chcę całkowicie wrócić do zdrowia, a później to co zawsze.
- Będziesz dalej śpiewać?
- Tak. Może nie tak jak bym chciała, ponieważ w domu nie będę mieć do tego profesjonalnego sprzętu, ale będę umilać czas innym swoim śpiewem.
- Żałuję, że nie będę mógł tego usłyszeć, ale zawsze mogę się do Ciebie przeprowadzić, mam rację? - pyta i oboje śmiejemy się.
Rozmawiamy wszelkiego typu obrażeniach, które odniosłam na arenie. Wypytuje o szczegóły, czasami ze zdziwienia szeroko otwiera usta, dobrze gra. Wszystko jest na pokaz. Pyta o noc kiedy zostałam zalana w norze. Opowiadam też o zamarzniętych palcach, o gniewie jakiego nie tłumiłam w sobie po odcięciu włosów. O bólu przy wbijaniu noża w nogę kiedy nawet nie drgnęłam, bo udawałam, że nie żyję. Mówię też, że w prawdzie uratowała mnie śmierć Jacksona i wystrzał z armaty temu towarzyszący.
- Niesamowite. - dziwi się. - Możesz nam coś jeszcze powiedzieć o swoich piosenkach? O ostatniej, mówiącej  córce Abrahama wiemy sporo, gdyż na arenie objaśniłaś nam to. Co z resztą?
- Śpiewając pierwszą, nie byłam w pełni świadoma co robię. Prawie zamarzałam na śmierć. Śpiewałam żeby nie zasnąć. Za drugim razem byłam, głodna, chora, wyziębiona, nie myślałam logicznie. Byłam zła na Haymitcha, że nic mi nie przysyłał kiedy tak bardzo czegoś potrzebowałam. Wiem, że to i tak nie zależało od niego. Śpiewałam o wszystkim co mi się w nim nie podobało, co mnie denerwowało.
- Rosie, jak znosiłaś chorobę? Widzieliśmy, że momentami było na prawdę źle z Tobą. Gorączka, krwotoki, kaszel.
- Tak, to było okropne, ale starałam się nie przejmować tym tylko jakoś dawać sobie radę.
- Mimo wszystko, Rosie mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z jednej fascynującej wieści. - spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Jesteś najmłodszą dziewczyną, która zwyciężyła Głodowe Igrzyska w całej ich historii! - uśmiechnęłam się. - Większość laurów zabrał Ci Finnick Odair, który zwyciężył w wieku czternasty lat, ale mimo to jesteś najmłodszą zwyciężczynią spośród wszystkich zwyciężonych kobiet.
- Z fartem trzeba się urodzić. - dodaję i oboje śmiejemy się.
- Dobrze, skoro tak się upierasz mogę Ci przyznać, że miałaś farta, ale nie zasłonisz tym swojego kolejnego tytułu. Wiesz jaki? - pokręciłam przecząco głową. - Najmłodsza osoba, która sięgnęła po miecz. Miecz jest od dawien dawna uznawany za najlepszą i najszlachetniejszą broń. Przeważnie zdobywali go trybuci z Jedynki, Dwójki, a czasem Trójki. W tegorocznych Igrzyskach postanowiłaś wszystko robić nie tak. - znów śmieje się do kamery. Widząc, że nudzi mnie już ten temat postanawia go zmienić.
- Jak czułaś się po ścięciu ukochanych włosów?
- Wiesz... ciężko mi o tym mówić. To z pewnością nie była najgorsza rzecz jaka przytrafiła się mi na arenie, ale tak się właśnie czułam. Byłam zła na wszystko, na panujące zimno, na duże warstwy śniegu, na głód, na chorobę. Za to wszystko zapłacił niewinny trybut.
- Tak to przerażające, a co powiesz o nowych włosach, które teraz znów widzimy i są łudząco podobne do poprzednich?
- Nie wiem jak udalo się to zrobić, ale ciesze się, że przynajmniej pod tym względem przypominam siebie.
- Jak radziłaś sobie w innych trudnych sytuacjach, kiedy traciłaś rozum i nie wiedziałaś co robić?
- Myślałam jak mój... przyjaciel. Zastanawiałam się co on zrobiłby w mojej sytuacji, a potem robiłam to samo.
- Przyjaciel? Czy jest może...
- Nie! - przerywam mu jak opętana, a Caesar wymownie uśmiecha się do kamery.
Po kilku minutach zakończyliśmy wywiad i w końcu mogłam odetchnąć.

Rosie podczas wywiadu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz