Effie pośpiesznie woła no mojej sali lekarza. Ten objaśnia jak powinnam siadać, wstawać i stać aby nie narażać kości na powtórne łamanie i ból. Nie jest to takie proste jak się wydaje, kiedy ból sprawia, że masz ochotę rzucić się w przepaść.
Po kilku minutach "lekcji" Haymitch, Alex i lekarz pomagają mi wstać. Najpierw delikatnie zsuwają nogi a ja nie mogąc powstrzymać się głośno krzyczę. Nikt jednak nie zwraca na to szczególnej uwagi, bo to ponoć normalna reakcja przy takim stanie. Alex delikatnie wkłada rękę pod kołnierz owinięty wokół szyi, a drugą wsuwa pod środkową część kręgosłupa i podtrzymuje mnie, abym mogła usiąść. Kiedy już siedzę, kręci mi się w głowie, jestem bardziej blada i niezbyt dobrze się czuję. Ból promienieje praktycznie w każdej części ciała, a łzy płyną mi ciurkiem i nie mogę nad nimi zapanować. Chcę unieść rękę, aby wytrzeć mokry policzek, ale jest obezwładniona i wygląda jakby była tylko przystrojem reszty ciała. Lekarz tłumaczy, że tak będzie przez następne kilka godzin, ale wieczorem będzie już lepiej.
Po godzinie jestem całkowicie wykończona, ale mogę samodzielnie stanąć na nogach. Nie jest to jednak dość pożądany efekt. Jestem zgarbiona i krzywo rozstawiam nogi. Inaczej nie potrafię teraz stać. Lekarz twierdzi, że muszę nad tym popracować i nie stać dłużej niż dziesięć minut. Za to powinnam więcej chodzić lub leżeć. Tyle, że leżenie w niczym mi nie pomoże. Haymitch i Alex z dwóch stron obejmują mnie i razem wychodzimy przed salę. Idzie za nami lekarz tłumacząc, że jeśli niefortunnie ustanę lub przewrócę się mogą popękać mi szwy. Nie robi to na mnie wrażenia. Przez dwa tygodnie spacerowałam z dziurami w ręku powstałymi przez oszczep! Szwy to dla mnie nic w porównaniu w tamtym. Po przejściu kilku korytarzy zatrzymujemy się przed windą, która zawozi nas do holu Ośrodka Szkoleniowego. Teraz wiem, że szpital znajduje się głęboko pod ziemią, jeszcze niżej niż sala, w której trybuci ćwiczyli wiązanie węzłów i rzuty oszczepem. Okna w holu są zaciemnione, na posterunku stoi kilku strażników. Nikt poza nimi nie patrzy, jak przechodzimy do windy dla trybutów. Stukot naszych kroków odbija się echem w pustce. Razem wsiadamy do windy, a chłopcy chcą żebym nacisnęła numer naszego piętra. Pamiętam tę dwunastkę. Lekko unoszę rękę, ale przechodzi mnie dziwny prąd i przez przypadek wciskam dziewiątkę.
- Przepraszam. - szepczę.
- Nie szkodzi. - odpowiadają równocześnie, a Haymitch wciska numer dwanaście. Chwilę później ponownie jesteśmy w naszym... a teraz już moim apartamencie. Gdy rozsuwają się drzwi windy Lola, Nate i Lewis witają mnie gromkimi brawami, delikatnie całują w policzki i tłumaczą, że chcieliby mnie wyściskać, ale boją się zrobić mi krzywdę. Po tak długiej rozłące dobrze czuję się widząc te uśmiechnięte twarze. Rozglądam się i wszędzie widzę porozrzucany materiał, rysunki różnych sukni, ale najbardziej moją uwagę przykuwa stara dobra sofa, stojąca w salonie. Wygląda tak wygodnie! O niczym inny teraz nie marzę niż o położeniu się na niej. Za moją prośbą chłopcy sadzają mnie na siej, ale nie pozwalają się położyć.
- Chcesz zobaczyć siebie? - pyta Alex. W ręku trzyma lusterko i jest gotowy mi je podać.
- A mam się czego bać? - śmieję się, ale po ich minach widzę, że z pewnością mam. Alex przytrzymuje duże lusterko naprzeciwko mojej twarzy. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze i widzę, że zostały ze mnie
skóra i kości. Gdy opuszczałam arenę, z pewnością byłam jeszcze bardziej wymizerowana, ale i tak mogę bez trudu policzyć swoje żebra, gdyby nie to, że były zabandażowane i połamane. Zapadnięte policzki, czerwone oczy, blizna po pazurach lisa i jeszcze jedna na czole Posiniaczona szyja, ręce całe w bliznach i szwach, na których również widnieją ogromne siniaki. Przynajmniej moje włosy przypominały te dawniejsze, ale były inne w dotyku i zapachu. Brakowało mi tych złocistych kosmyków otulających moją twarz, tych moich, prawdziwych. Najgorzej z wszystkich części ciała wyglądały nogi. Ciągle były sine, posiniaczone, blizny były duże i wyglądały paskudnie, zwłaszcza te po nożach. Wzdrygnęłam się na widok tego wszystkiego. Chcąc jednak znaleźć jakieś pozytywne strony zerknęłam na paznokcie u stóp i dłoni. Były perfekcyjnie pomalowane.
Lola i Nate nastawiają prysznic i myją mnie ponieważ sama nie mogę tego zrobić. Źle się z tym czuję, ponieważ znowu oglądają mnie nagą, a w dodatku w takim stanie. Gdy jestem już umyta, zabierają się do układania moich włosów, do makijażu, a wszystko wykonują z niewiarygodną delikatnością. Poprosiłam aby związali moje włosy. Nie chciałam paradować w takiej fryzurze przynajmniej do czasu aż troszkę odrosną.
Moi opiekunowie cały czas trajkotali o igrzyskach, ale tak na prawdę skupiali się tylko na sobie: na tym,
gdzie byli, co robili albo jak się czuli, kiedy doszło do jakiegoś dramatycznego zdarzenia.
- Byłem jeszcze w łóżku!
- Właśnie ufarbowałam sobie brwi!
-Przysięgam, że omal nie zemdlałam!
Myślą wyłącznie o sobie, nie interesują się umierającymi na arenie młodymi ludźmi. Musiałam im to wybaczyć i nie dać po sobie poznać, że bardzo mnie to irytuje. Nie pytali o to jak się czułam, jak to wszystko znosiłam, byli skupieni na sobie. Aby nie znienawidzić swojej ekipy, przez większość czasu nie
słucham tej gadaniny. W końcu zjawił się Alex. Razem z Lewisem zaprowadzili mnie do mojej sypialni i delikatnie pozwolili usiąść na łóżku. Lewis opuścił nas, a tedy Alex pokazał mi moją sukienkę. Była połyskująco czarna, ze złotymi elementami, które w świetle wyglądały jak małe iskierki ognia. Była dość krótka i odsłonięte były całe ramiona. Nie czułam się w niej najlepiej. Alex pomógł mi wciągnąć pończochy, które miały za zadanie maskować blade nogi oraz liczne siniaki i rany. Jedwabistym kremem posmarował ręce, co troszeczkę wyrównało ich koloryt, a potem delikatnie wsunął mi sukienkę przez głowę. Od razu zauważam wkładki w okolicach biustu, dodające mi krągłości odebranych przez głód. Na ten widok marszczę brwi.
- Organizatorzy chcieli ci zrobić operację plastyczną. Haymitch musiał stoczyć z nimi prawdziwą batalię i ostatecznie sprawa zakończyła się kompromisem.
- Głupki. - stwierdzam z niesmakiem.
Wkłada mi na nogi proste czarne sandałki bez obcasów czy innych podwyższeń. Dodatkowo przykrywa ręce jedwabistym czarnym szalem. Kiedy jestem gotowa Pomaga mi wstać i prowadzi przed lustro. Patrzę na swoje odbicie i nie wyglądam wcale aż tak źle. Większość siniaków zniknęło pod warstwą podkładów i kremów, niektóre zostały ukryte szalem, przynajmniej wciąż mam te samo spojrzenie, ten sam uśmiech i jestem tą samą Rosie. Tyle, że moja twarz wygląda na zmęczoną, przytłoczoną ciężarem jaki stoczyłam na arenie. Iskierki na mojej sukience pięknie tańczą w obliczy Kapitolańskiego słońca.
- Co o tym myślisz? - dopytuje się.
- Ogień ponad wszystko. - uśmiecham się do niego najserdeczniej jak potrafię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz