niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 39

Haymitch był już całkowicie pijany. Okazało się, że Effie zagłębiła się w rozmowie z tutejszym burmistrzem, a Alex rozglądał się po Pałacu Sprawiedliwości. Był o wiele większy niż ten w Dwunastym Dystrykcie.
Niedługo wzejdzie słońce, a my nadal nie otrzymaliśmy wiadomości od personelu pociągu. Nie spałam całą noc, byłam zmęczona, głodna i przemarznięta. W dodatku miałam okropnie podkrążone oczy. Ta noc to katastrofa.
Teraz już wszyscy oprócz nieprzytomnego Haymitch siedzieliśmy w głównej sali Pałacu Sprawiedliwości. Widziałam złość i zmęczenie na twarzy Effie. Nie podobało jej się to.
- Dwunasty Dystrykt jak zwykle traktują najgorzej. Gdyby to przydarzyło sie komuś z Jedynki, albo Dwójki od razu wysłaliby pomoc. - oburza się Effie.
- Daj spokój, może po prostu nie mogą. - nikt oprócz Alexa nie wtrącał się w monolog Effie. Miałam tylko nadzieję, że nie zaczną się kłócić.
- To nic nie zmienia. Spójrz na nas. Wyglądamy jak ostatnie nieszczęścia.
Effie wyglądała jak zawsze, nie miała nawet podkrążonych oczu. Choć i tak z pewnością czuła się o wiele gorzej niż wyglądała. Jak my wszyscy.
- Może ktoś powinien sprawdzić co tam się w ogóle dzieje. - zaproponował Alex. - Dobra ja pójdę.
- Pójdę z Tobą. - ogłosiłam.
- Na mróz? I śnieg? - był nieco zdziwiony. Siedzenie tu doprowadzało mnie do szału. Musiałam coś z sobą zrobić.
- Tak. W końcu nie będziemy tam iść kilka godzin.
Pomógł mi założyć długi, ciepły płaszcz oczywiście pasujący do sukienki i wyszliśmy. W pierwszej chwili pożałowałam, że wyszłam, ale później świeże mroźne powietrze mnie nieco ożywiło i mogłam spokojnie iść naprzód. Oczywiście trzęsąc się niemiłosiernie od zimna.
- Myślałam, że zima cię przeraża.
- A nie jest tak? Siedzenie tam z tymi ludźmi jest również nie do zniesienia.
Od pracowników pociągu niczego nowego się nie dowiedzieliśmy. Kazali nam iść przespać się, zjeść śniadanie i przyjść znowu. Może wtedy uda im się coś zdziałać.
Mieliśmy zamiar wrócić do Pałacu Sprawiedliwości, ale Alex bardzo chciał zobaczyć tutejsze morze. Było bardzo zimno, ale zgodziłam się. Idąc mijali nas strażnicy Pokoju, którzy najwyraźniej nie mieli nic przeciwko, ponieważ nawet nie zwracali na nas uwagi.
- Wiesz w ogóle gdzie to jest? - spytałam.
- Nie, ale będę wiedział. - uśmiechnął się.
Dystrykt Czwarty był na prawdę duży. Bałam się, że zabłądzimy, ale po niedługiej drodze przez mały las powoli ukazywał się nam obraz morza. Nigdy w życiu nie byłam nad morzem. W Dwunastym Dystrykcie nie mamy do niego dostępu. Obcasy butów wbijały się w śnieg i piasek na plaży. Była taka wielka!
- Poczekaj tu chwilę. Zaraz wracam. - rzucił Alex i pomknął w stronę morza.
Widziałam jak podnosi z ziemi małe przedmioty. To były muszelki. Nie wiem co zamierzał z nimi zrobić. Nie wiem po co tyle czasu im poświęcał kiedy ja marzłam na wietrze.
- Mówiłem, że tu zawsze jest zimniej. - przestraszył mnie znany głos.
- Chyba zaczynam rozumieć Twoją taktykę ataku. Zawsze się tak skradasz?
- Przeważnie. - doparł John z uśmiechem.
- Ładnie tu.
- Latem dużo ładniej.
- Szkoda, że nie będę mogła tego zobaczyć.
- Kto wie.
- Co masz na myśli?
- Nic. Zupełnie. - albo mi się zdawało, albo zauważyłam w tym jakiś podstęp. - Módl się żeby nie wymyślił ci płonącej sukni z muszelek. - powiedział wskazując na Alexa.
- Właśnie miałam taki zamiar. - uśmiechnęłam się do niego po raz pierwszy odkąd się tu znalazłam.
- Tam jest nasza Wioska Zwycięzców. - wskazał na rząd ślicznych, dużych domów ułożonych na skraju plaży i lasu. - Finnick razem z Twoją opiekunką dystryktu i Haymitchem pewnie już tam są.
- A co oni tam robią?
- Znudziło nam się siedzenie w Pałacu Sprawiedliwości. Trzęsiesz się jak galareta. Idziemy.
Po chwili dołączył do nas Alex ze swoją świetną nowiną.
- W gruncie rzeczy Twoja suknia na występ w Kapitolu jest już gotowa, ale myślę żeby ją nieco przerobić.
- Tylko nie zrób mi płonących muszelek. - poprosiłam bardzo cienkim i piskliwym głosikiem.
- No coś ty. Nie muszelki, a raczej same fale mnie do tego zainspirowały.
- Byleby nie była niebieska.
- Nie lubisz niebieskiego? - spytał ze ździwieniem.
- Nie bardzo.
- Nie ważne i tak niebieski do Ciebie nie pasuje.
Znaleźliśmy się koło pierwszego domu. John powiedział, ze to dom Finnicka. Weszliśmy do środka. Było to bardzo dużo mebli w kolorze niebieskim. Za dużo niebieskiego. Ciekawe czy wszystkie wnętrza domów są urządzone tak samo. Jakby na przywitanie wyszedł do nas Finnick, objął mnie ramieniem jak stary przyajciel i zaprowadził do dużego pomieszczenia. Bardzo przestronne, dużo okien z widokiem na morze, a meble w kolorze brązowym. To duży plus.
- Zagubione kaczątka. - ucieszyła się Effie, na co Haymitch tylko ją uciszył. Z pewnością ostro bolała go głowa, po całonocnej libacji alkoholowej.
Zjedliśmy śniadanie, porozmawialiśmy, wysłuchaliśmy również zażaleń Effie dotyczących pociągu i jego naprawy. Bardziej nas to rozśmieszało niż nudziło.
Później Finnick zaproponował małe zwiedzanie dystryktu co podejrzewam dotyczyło tylko morza. Nawet Haymitch zwlekł się z wygodnej kanapy i pomaszerował za nami lekko chwiejąc się.
Po dwudziestu minutach spaceru znów czułam jak stopy mi okropnie marzną.
- Chodź pokarzę ci mój dom. - zaproponował widząc jak się trzęsę.
Jego dom był kolejnym po domu Finnicka. Ten wydawał się milszy i spokojniejszy. Kolory bardziej stonowane, dużo książek, eleganckich drewnianych mebli. Muszę przyznać, że był nawet ładniejszy od mojego. Przeszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Zdziwił mnie widok wielkiego fortepianu stojącego w centralnej części pokoju.
- Grasz? - zapytałam.
- Tak, znaczy nie. Tak trochę. - zaśmiałam się. Sam pogubił się w tym co mówi.
- To nieźle. Zagraj coś.
- Nie, wolałbym nie.
- Tylko jeden raz, proszę. - uśmiechnął się w geście poddania i przez chwilę grał nieznaną mi melodię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz