Najbardziej obawiałam się, że ciocia szybko zauważy moją ranę na policzku i zorientuje się, że nie było mnie nocą w domu. Siedziałam na łóżku z małym lusterkiem w ręku i przyglądałam się cienkiej, ale długiej rance. Szybko się zagoi, ale zanim to się stanie o wszystkim dowie się ciocia. Postanowiłam, że wyjdę z pokoju jak gdyby nigdy nic i powiem cioci, że idę się przejść.
Przechodząc prze kuchnię natknęłam się na nią.
- Późno wstałaś leniuszku. Zobacz jakie śliczne słońce.
- Widzę. Chyba pójdę się przejść.
- A wiesz bardzo dobry pomysł, pójdziemy razem. Co Ty na to? - była taka szczęśliwa, że nie mogłam jej odmówić.
- Pewnie.
Razem spacerowałyśmy, śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy. Nie pamiętam kiedy tak dobrze się bawiłyśmy. Ciocia zauważyła ranę na policzku, ale uwierzyła, że miałam to już wczoraj, kiedy wróciłam wieczorem z Ćwieku. Mogłabym jej o wszystkim powiedzieć, ale po prostu nie chciałam żeby jeszcze bardziej się o mnie martwiła.
Po powrocie do domu zjadłyśmy skromny obiad. Później ciocia znów zabrała się za szycie reszty kombinezonu. Ja natomiast siedziałam przed domem i wygrzewałam się na słońcu. Wieczorem zrobiłam dwie herbaty i obie wypiłyśmy je na ganku rozmawiając. Gdy zrobiło się na prawdę późno obie poszłyśmy do swoich pokoi spać. Tak na prawdę to tylko czekałam aż ciocia zaśnie.
Po pewnym czasie słyszałam ciche chrapanie dochodzące z pokoju cioci. Byłam pewna, że śpi więc czym prędzej chciałam iść do lasu poza granicę dystryktu. Nie spodziewałam się czegoś niezwykłego. Chciałam po prostu tam być. Znów.
Będąc na miejscu udałam się w stronę polany, lecz po kilku minutach wolnego marszu skręciłam w lewo. Idąc kilka minut zauważyłam dość dziwne drzewo. W pewnym miejscu drzewo rozdzielało się, na dwie części, a na jednej z nich można było usiąść jak na krześle. Nawet wygodnie.
Zamyślona siedziałam tak tam w ciszy, z zamkniętymi oczami. Niestety tę błogą ciszę przerwał szelest liści i suchej trawy. Odwróciłam się, ale nadal nic nie widziałam. Dopiero po chwili kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności spostrzegłam w oddali ciemną postać, która szła w moją stronę. Dziś jakoś nie robiło to na mnie większego wrażenia, może dlatego, że postać przypominała mi Gale'a. Tak, to był on. Znów się widzimy i znów rozmawiamy, ale to w niczym nie przypomina wczorajszej nocy. Dzisiejsza jest jak fikcja. Chyba zła fikcja. Nie wiem jeszcze czemu.
12 dni. Czy ja to liczę, czy tak po prostu to zapada mi w pamięć? Tyle minęło odkąd poznałam Gale'a tamtej nocy. Najbardziej wkurzająca istota na świecie. Potrafi mnie rozśmieszyć nawet kiedy próbuję być na niego zła. No i zawsze mi dokucza. Gale nauczył mnie strzelać z łuku. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo prawie za każdym razem pudłuję, ale przynajmniej dobrze się przy tym bawimy. Kiedy Gale idzie na polowanie często zabiera mnie ze sobą, żeby mnie uczyć. Głównie kończy się na tym, że on poluje, a ja się przyglądam. Poznałam też jego przyjaciółkę Katniss. Jest miła, ale rzadko się uśmiecha. Pewnie z tego samego powodu co ja. Jutro dożynki. Na samą tę myśl ściska mnie w brzuchu i czuję jakbym miała zaraz zwymiotować. Żadnego roku tak się tym nie przejmowałam. Może musiało minąć tyle czasu abym wreszcie uświadomiła sobie, że mogą mnie wylosować.
- Samo południe. - stwierdzam do siebie cicho i wychodzę przed dom. Na ganku odpoczywa ciocia. Jest równie przejęta dożynkami co ja, ale nie daje po sobie tego poznać. Ja również.
- Idziesz dokądś? - pyta ze spokojem.
- Tak. Przejdę się. - dobrze wie, że idę do lasu poza granice dystryktu. Teraz już mi nie odmawia. Niczego mi nie odmawia.
Kiedy jestem na miejscu znów wygodnie siadam na drzewie. Zamykam oczy i próbuję się zrelaksować, ale ciągle przed oczami widnieją mi zabijani trybuci z poprzednich Głodowych Igrzysk, które oglądałam z ciocią. Nie mogę z tym wytrzymać.
- Hej młoda. - wita mnie. Nawet nie mogę odkręcić głowy żeby się z nim przywitać. - Jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz?
- Ta. - odpowiadam krótko.
- Jak będziesz się tym tak przejmować to tylko się rozchorujesz i nic więcej.
- Gale daj spokój. - odkręciłam się do niego plecami, ale stwierdziłam, że to nie ma sensu. - Najbardziej przejmuję się tym, że będę musiała założyć sukienkę.
Uratowałam całą sytuację tym zdaniem. Przynajmniej oboje zaśmialiśmy się.Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem wróciliśmy na Złożysko. Przechodząc koło domu Gale'a zauważyłam, jak jego mama czesze Posy w śliczne upięcie z warkoczy. Widziała jak mi się spodobała i oświadczyła, że jutro rano przyjdzie uczesać mnie. Jeśli przynajmniej tak chce mi umilić ten trudny dzień to jestem jej na prawdę wdzięczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz