Wstajemy, aby odśpiewać hymn. Muszę unieść głowę, w ten sposób należy okazać szacunek oficjalnej pieśni państwowej. Od razu zauważam, że na każdym ekranie pokazują moje zbliżenia. Znowu kradnę publikę? Po hymnie trybuci ruszają z powrotem do Ośrodka Szkoleniowego, wchodzą do holu i suną windami na swoje piętra. Tłum zatrzymuje korowód naszych stylistów, mentorów i opiekunów, więc możemy liczyć tylko na własne towarzystwo.
Kończy się hymn, ekran ciemnieje, w pokoju zapada cisza. Jutro o świcie wszyscy będziemy na nogach, gotowi do wyjścia na arenę. Igrzyska nie rozpoczną się przed dziesiątą, bo wielu mieszkańców Kapitolu późno wstaje. My musimy zerwać się o brzasku. Trudno powiedzieć, ile czasu zajmie nam podróż na arenę przygotowaną do tegorocznych igrzysk. Wiem, że Haymitch i Effie nie wybiorą się z nami. Gdy tylko
opuszczą Ośrodek, trafią do Centrum Operacyjnego Igrzysk. Miejmy nadzieję, że tam sporządzą długą listę naszych sponsorów, a także przemyślą, jak i kiedy dostarczyć nam podarunki. Jeśli ktoś oprócz Elzebedera w ogóle zachce mnie sponsorować.Alex dotrze ze mną na miejsce z którego zostanę wprowadzeni na arenę.
Teraz jednak nadszedł czas ostatecznych pożegnań. Effie bierze mnie i Jacksona za ręce. Naprawdę ma łzy w oczach, gdy życzy nam wszystkiego dobrego. Dziękuje nam, że byliśmy najlepszymi trybutami, jakimi miała zaszczyt się opiekować. Na koniec, jako że nie byłaby sobą, gdyby nie powiedziała czegoś okropnego, dodaje:
- Wcale się nie zdziwię, jeśli w przyszłym roku wreszcie dostanę was do jakiegoś porządnego dystryktu!
Całuje nas w policzki i pośpiesznie wychodzi, przejęta albo emocjami towarzyszącymi rozstaniu, albo perspektywą lepszej przyszłości.
Haymitch, założywszy ręce, uważnie się nam przypatruje.
- Jesteście bardzo różni. Rosie, wierzę w Ciebie. Daj z siebie wszystko. Jackson, rozwal ich, ale ja możesz oszczędzić. - wszyscy ponura zaśmialiśmy się.
- Czekamy na ostatnie rady. zaczyna Jackson.
- Gdy zabrzmi gong, wynoście się stamtąd w cholerę. Nie wolno wam brać udziału w rzezi, do której dojdzie przy Rogu Obfitości. Po prostu zniknijcie, jak najbardziej zwiększcie dystans do innych trybutów i znajdźcie źródło wody. - podkreśla. - Jasne? - oboje kiwamy głowami.
- Co dalej? - pytam.
- Nie dajcie się zabić - odpowiada. Tej samej rady udzielił nam w pociągu, ale tym razem nie jest pijany ani rozbawiony. W milczeniu kiwamy głowami. Nic dodać, nic ująć.
Haymitch żegna się z nami przytulając nas osobno i wychodzi. Stylista Jacksona zabiera go do jego sypialni, a ja z Alexem pozostajemy w salonie.
Spojrzałam na swoje równe paznokcie, których wciąż trzymały się sztuczne tipsy.
- Muszę je zdjąć. - mówi spokojnie Alex.
- Dobrze. Alex, na arenie będę mogła mieć przy sobie jedną rzecz. Mogę zabrać ze sobą moją broszkę, którą kiedyś ci pokazywałam?
- Broszka po mamie? Nie jestem pewien, czy nie zaliczą jej do jakiegoś rodzaju broni. Ale postaram się to wynegocjować. - powiedział łapiąc mnie za dłoń i wkładając ją do małej miseczki bardzo ciepłej wody. Sztuczne paznokcie szybko odpadły i zrobił to samo z drugą ręką.
Chwilę porozmawialiśmy, a potem Alex pożegnał się ze mną, życzył miłej nocy i powiedział, że zobaczymy się jutro. Powędrowałam do swojej łazienki, wzięłam gorący prysznic, osuszyłam ciało ręcznikiem i wbiłam się w wygodną koszulkę do spania, w komplecie z identycznymi spodniami.
Kładę się do łóżka i już po kilku sekundach uświadamiam sobie, że z pewnością nie zasnę. Niedobrze, bo ogromnie potrzebuję snu. Na Arenie każda chwila dekoncentracji grozi śmiercią. Mija godzina, potem druga i trzecia, a powieki nie zaczęły mi ciążyć. W kółko rozmyślam o tym, na jakim terenie się znajdę. Trafię
na pustynię? Na bagna? Na lodowe pustkowie? Organizatorzy zwykle dbają o to, aby na arenie rosły drzewa, pustkowia są nudne. Na otwartym terenie igrzyska zbyt szybko się kończą. Jaki będzie klimat? Na jakie ukryte pułapki natrafimy? Co wymyślono, żeby nas rozruszać? Nie przestaję też myśleć o innych
zawodnikach... Odkrywam kołdrę i wstaję. Siadam na podłodze, ale ta bardzo niewygodna pozycja przyprawia mnie o ból kręgosłupa. Kładę się ba miękkim dywanie i rozmyślam o tym jak i z czego został wykonany. Trochę mnie to uspokaja i pozwala zasnąć. Przez resztę nocy na przemian budzę się i zapadam w drzemkę.
Alex przychodzi przed świtem, wręcza mi skromną sukienkę i prowadzi mnie na dach. Strój zawodnika otrzymam w tunelach pod areną, również tam odbędą się ostatnie przygotowania. Jak spod ziemi wyrasta przed nami poduszkowiec. Z pojazdu wysuwa się drabina. Opieram ręce i stopy na dolnych szczeblach i momentalnie nieruchomieję jak sparaliżowana. Silny prąd sprawia, że przywieram do drabiny, która wraz ze mną zostaje wciągnięta na pokład. Gdy jestem już w poduszkowcu, spodziewam się, że ktoś mnie
uwolni, ale wciąż jestem uwięziona. Podchodzi do mnie kobieta w białym fartuchu, w dłoni trzyma strzykawkę.
- To twój lokalizator. - tłumaczy. - Nie ruszaj się, to szybko i sprawnie umieszczę go pod skórą.
Gdy tylko lokalizator trafia na miejsce, drabina mnie puszcza i razem z Aleksem idziemy na śniadanie. Pomimo przykrego ucisku w brzuchu jem, ile wlezie. Doskonałe potrawy nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. Tak bardzo się denerwuję, że równie dobrze mogłabym wpychać do ust pył węglowy.
Moje zainteresowanie budzi wyłącznie widok za oknami. Suniemy nad miastem, później mijamy dziki krajobraz. Z takiej perspektywy patrzą ptaki, ale one są wolne i bezpieczne, w przeciwieństwie do mnie. Podróż trwa około pół godziny. Potem okna zostają zaciemnione, to znak, że zbliżamy się do areny. Poduszkowiec ląduje. Razem z Alexem wracam do drabiny, która tym razem prowadzi do podziemnego
kanału, zakończonego przejściem do systemu tuneli pod areną. Idziemy do mojej komory przygotowawczej, kierując się specjalnie rozmieszczonymi znakami. W Kapitolu nazywa się ją salą ekspedycyjną. W dystryktach mówi się o niej zagroda, jakbyśmy byli zwierzętami rzeźnymi. Z trudem utrzymuję śniadanie w brzuchu, kiedy biorę prysznic i szczotkuję zęby. Alex splata moje długie włosy w skromny warkocz. W rezultacie jest mi wygodnie i wyglądam dobrze.
Dostajemy paczkę z ubraniem, identycznym dla każdego trybuta. Mój stylista nie miał nic do powiedzenia przy jego wyborze, nawet nie wie, co znajdziemy w pudełku. Znajduje się tam bawełniana bielizna, lekkie i cienkie spodnie z elastycznego materiału, jeszcze jedne tylko dużo grubsze, luźniejsze i odporne na wilgoć spodnie, bluzka na długi rękaw z golfem oraz duża kurtka w kapturem ocieplana od środka. W komplecie są też grube wełniane skarpety oraz długie na pół łydki buty również ocieplane w środku. Mają mocną, ale giętką podeszwę. Alex pomaga mi ubrać się w cały ten strój, a po jego minie widzę, że jest przerażony. Pomaga mi zapiąć czarny pas pod kurtką i w miarę ciasno zawiązać buty, aby mi nie spadały.
Wydaje mi się, że jestem już gotowa, ale Alex wyciąga z kieszeni złotą broszkę z kosogłosem.
- Udało Ci się ich przekonać? - pytam ucieszona.
- Nie, ale to Ci się należy. - odpowiada. - Część rady uznała, że szpilkę można wykorzystać jako
broń, co dałoby ci nieuczciwą przewagę.
- To bzdura.
- Też tak myślę. Rosie, twój strój nie jest przypadkowy, spodziewaj się zimna, wilgoci, wiatru. Przejdź się, sprawdź, czy ci wygodnie.
Spaceruję, biegnę w koło, wymachuję ramionami, ale wciąż myślę o tym czego mam się spodziewać.
- Wszystko doskonale pasuje. - stwierdzam i siadam koło Alexa.
Niespodziewanie do mojej komory wchodzi jeden z reporterów, a za nim człowiek z kamera.
- Rosie, ogląda nas całe Panem. - ostrzegł.- Jak się teraz czujesz? - kamera była skierowana tylko na mnie. Nie wiedziałam co mam robić. Nigdy nie widziałam takiego momentu w poprzednich igrzyskach.
- Nieźle. - odpowiadam drżącym głosem.
- Korzystając z okazji, może chciałabyś coś powiedzieć, o coś poprosić?
- Nie. Znaczy tak! - wykrzyczałam jakbym bała się, że uciekną. - Chcę powiedzieć, że bardzo kocham moją ciocię Elmirę, strasznie mi Ciebie brakuje. Nikt tu nie potrafi tak przytulać jak ty. - powiedziałam chcąc, alby wyszło śmiesznie i pogodnie, ale w rezultacie łzy napłynęły mi do oczu, a jedna z nich spłynęła po policzku. - Chcę żebyście trzymali za mnie kciuki.
- Jak oceniasz swoje możliwości?
- Nie mi to oceniać. - odpowiedziałam niepewnie.
- Jaką zastosujesz taktykę?
- Człowieku, całe Panem zaraz zobaczy to na własne oczy, a ty teraz zamęczasz mnie takimi bezsensownymi pytaniami.
- Myślisz, że masz szansę na wygraną?
- Myślę, że jeśli podskoczę to mam szansę zostawić ślad na twojej twarzy. - warknęłam.
- Dzień pełen emocji! - zwrócił się do kamery. - Zobaczmy jak się miewa ostatni trybut Jackson Meester! - powiedział i bez słowa wyszedł.
- To swego typu hieny. Nie przejmuj się. Oni czekają tylko na takie sensacje. - powiedział i wyciągnął z kieszeni mały podłużny przedmiot. Kiedy go otworzył zauważyłam, że to szminka w kolorze krwistej czerwieni. Delikatnie posmarował nią moje usta rozcierając kontury.
- Tylko nie dotykaj do gorącej wody, a utrzyma się przez całe igrzyska. - uśmiechnął się.
Oboje teraz siedzimy na kanapie i czekamy. Jestem najedzona, ale żołądek niemiłosiernie podchodzi mi do gardła i co chwila zastyga w ucisku. Zdenerwowanie przeradza się w przerażenie. Coraz wyraźniej sobie
uświadamiam, co mnie czeka. Już za niespełna godzinę mogę leżeć martwa. Zimny trup. Co pomyśli sobie Gale? Że jestem, albo raczej, że byłam beznadziejna... On by się nie poddał.
-Rosie, masz ochotę porozmawiać? — pyta Alex widząc mnie w takim stanie. Kręcę głową, ale chwilę później wyciągam do niego dłoń. Alex bierze ją w obie ręce i tak siedzimy dalej, aż wreszcie miły, kobiecy głos oznajmia, że nadeszła pora. Serce przyśpiesza niebezpiecznie, jakby zaraz miało wylecieć mi z piersi.
Przez cały czas trzymając Alexa za rękę, podchodzę do okrągłej, metalowej płyty i staję na jej środku.
- Pamiętaj, co powiedział Haymitch. Biegnij, znajdź wodę. Później jakoś sobie poradzisz. - przypomina mi. -
I jeszcze jedno. Nie wolno mi zawierać zakładów, ale gdybym mógł, z pewnością postawiłbym na Ciebie. Dla mnie zawsze będziesz zwycięzcą. - w jego oczach widziałam troskę, ale i prawdę. To co mówił było szczerą prawdą. Z sufitu opuszcza się szklany cylinder. Rozdziela nasze splecione dłonie, odgradza mnie od Alexa. Spoglądam na niego zza szyby i widzę, że dotyka palcami brody. Głowa do góry. Podnoszę głowę i wyprostowuję się jak struna. Kapsuła unosi się wraz ze mną. Na kilkanaście sekund otaczają mnie ciemności, a następnie czuję, jak metalowa płyta wypycha mnie z cylindra, prosto na zimne powietrze.
Nagle słyszę potężny, tubalny głos legendarnego spikera, Claudiusa Templesmitha:
- Panie i panowie, Siedemdziesiąte Drugie Głodowe Igrzyska uważam za otwarte!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz