Idąc co chwila spoglądał ma mnie i cicho śmiał się.
- Co Ci znowu jest? - wciąż byłam zła na niego. - Daleko jeszcze?
- Kawałek. Nie bądź taka zła, przecież to nie moja wina.
- Oczywiście. - zadrwiłam i szłam dalej. Po chwili nasze kroki ucichły. Spostrzegłam, że słyszę tylko swoje. Rozejrzałam się, ale po chłopaku nie było ani śladu.
- Ej gdzie jesteś? - nikt mi nie odpowiedział. Próbowałam przypomnieć sobie jego imię, ale za żadne skarby nie mogłam. - Chyba mnie tu nie zostawisz? Heeeej? Och błagam! No co Ty! Gdzie jesteś? - odpowiadała mi tylko cisza. - Dobra już nie będę się gniewać. - nadal cisza. - Obiecuję!
- Obiecujesz? - cichu głos rozbrzmiał się niedaleko mnie, a ja delikatnie wzdrygnęłam się.
- Tak. I masz mi tak więcej nie robić.
- Z wami to jednak na prawdę jest ciężko. Najpierw boisz się mnie, a teraz boisz się gdy jesteś beze mnie. - zaśmiał się.
- Nie prawda! Nie boję się bez Ciebie. Tylko trochę się pogubiłam a tym lesie.
- Chyba pierwszy raz tu jesteś.
- Bzdura. Przychodzę tu prawie każdej nocy.
- A ja prawie każdego dnia.
- Ty kierujesz się wzrokiem i dlatego potrafisz znaleźć drogę powrotną. Ja kieruję się słuchem i dlatego potrafiłam rozpoznać czy ktoś mnie goni, czy już nie. Tak samo jak wtedy kiedy przestałeś iść. Prawie od razu zorientowałam się, że Cię nie ma.
- Pewnie masz rację. Ale to raczej nie ma nic wspólnego z tym, że tak dobrze śpiewasz?
- Skąd wiesz jak śpiewam?
- Mało to razy śpiewałaś na Ćwieku, albo gdzieś na Złożysku.
- Daj spokój. - na szczęście było ciemno, więc chłopak raczej nie zauważył jak się zarumieniłam.
- Na prawdę nieźle Ci idzie. Znaczy lepiej niż nieźle.
- Dzięki. - znów zapanowała cisza, ale po chwili się odezwałam. - Rosie.
- Teraz mam pewność, że już nie jesteś zła. - zaśmiał się. - Gale. - podaliśmy sobie dłonie, a ja po raz pierwszy od tego wieczora się uśmiechnęłam.
Idąc spojrzałam na jego twarz i dziwnym trafem on zrobił to samo w tym samym czasie. Ja zaraz odwróciłam wzrok, ale on patrzył się jeszcze przez chwilę.
- Pokarz. - złapał mnie za podbródek i spojrzał na lewy policzek. - To nie wygląda dobrze. Może Ci zostać ślad.
- Jaki ślad?
- Zrobiłaś sobie ranę na policzku. Możliwe, że to przez ostre gałęzie.
- No nie. Ciocia mnie zabije jak dowie się, że znów tu byłam.
- Za dwa tygodnie nie będzie śladu.
- Masz na myśli, że przez dwa tygodnie mam nie wracać do domu? - oboje zaśmialiśmy się. - Zabiłaby mnie podwójnie.
- A można tak?
- Zdenerwowane ciotki są zdolne do wszystkiego.
- Racja.
- Chyba wiem... To tam jest te ogrodzenie?
- Tak.
- Wczoraj w nocy utknęłam tu na resztę nocy. Do domu musiałam wrócić rano. Musieli włączyć prąd akurat wtedy, kiedy ja tu byłam.
- Mam nadzieję, że dziś nas to nie spotka.
Przez chwilę słuchaliśmy czy nie płynie prąd. Dziś go nie włączyli. Przeszliśmy przez ogrodzenie i szliśmy dalej w stronę Złożyska.
- Jeśli dziś... Przepraszam, że zepsułam Ci polowanie.
- Nie szkodzi. Polowanie w nocy chyba nie jest moją specjalnością, zostanę przy porach słonecznych. - uśmiechnął się do mnie.
Bardzo cicho rozmawiając, aby nikt nas nie usłyszał, Gale odprowadził mnie do domu i po chwili sam ruszył do swojego.
Weszłam do środka i znów musiałam uporać się z zasuwą, która wydała taki sam dźwięk jak poprzednio. Ruszyłam do pokoju i od razu wślizgnęłam się pod kołdrę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz