Siedemdziesiąte Trzecie Głodowe Igrzyska uważam za otwarte. W myślach wciąż słyszę te słowa choć nie zostały jeszcze wypowiedziane. Przeraża mnie myśl kolejnej dwójki uczestników, może to będą moi znajomi, albo przyjaciele? Już za kilka godzin się o tym osobiście przekonam.
Dziś nie wyglądam tak jak rok temu. Dziś moje oczy pozbawione zalotnego błysku, moje włosy poczochrane. Nawet warstwa makijażu nie może ukryć blizn na szyi i twarzy. Kiedy patrzę na swoje odbicie w lustrze mam ochotę je zbić, albo rozpłakać się. Czy tak wyglądają szczęśliwi zwycięzcy? Nigdy w życiu. Tak wyglądają stare kobiety zmęczone swoim podłym życiem w Dwunastce. Jedyne co mnie od nich różni to zwiewna różowa sukienka przysłana od Alexa z Kapitolu. Na pewno była droga, choć czuję się jakbym miała na sobie zwykłą szmatę. W moich oczach również tak to wygląda. Różowe pantofelki do kompletu strasznie mnie uwierają i są za wysokie. Wszystkiego mi się odechciewa.
Wczoraj prosiłam Haymitcha, aby zbytnio się nie upił. To może i było zabawne, ale stało się nieestetyczne.
Ogromne pochwały od cioci, uściski, całusy, przytulanie, wymuszone uśmiechy. To wszystko. Teraz pora udać się na Plac przed Pałacem Sprawiedliwości. Choć zostałam tysiące razy wycałowana i pożegnana przez ciocię to i tak odprowadza mnie tam. Przez prawie dwa miesiące nie byłam na dworze. Oślepia mnie światło letniego słońca, ziemia wydaje się być nieprzyjemnie nierówna, co również utrudnia mi chodzenie, a dodatkowe stare rany na nogach dają o sobie znać. Wszystko dziś zwróciło się przeciwko mnie?
Dyskretne przywitanie z Effie, krótka rozmowa z burmistrzem, hymn Panem, przemówienie burmistrza i to wszystko dla kamer, bo przecież najważniejsze jest samo losowanie nowych trybutów. Ściska mnie w brzuchu, kręci mi się w głowie i modlę się tylko abym nie dostała zaraz krwotoku z nosa. Kto tym razem, kto będzie następna ofiarą śmiercionośnej zabawy? Widzę znajome twarze stojące przed placem, kilka z nich rozpoznaje nawet bardzo dobrze. Nie mogę na nich patrzeć. Nie chcę nawet o tym myśleć, że ktoś z nich będzie przezywał to co ja. Albo nawet coś o wiele gorszego.
Burmistrz kończy przemówienie, radosna i zadowolona Effie wstaje i mówi swoja kwestię. Czyli to samo co każdego roku używając tylko innych określeń. Następuje kolej losowania. Z przerażeniem i bólem zaciskam dłonie na ramionach krzesła. Nie mogę na to patrzeć, ale widzę, jak drobna ręka Effie ubrana w złoto różową rękawiczkę i tonę biżuterii zanurza się w szklanej kuli i losuje dziewczynę. Gdyby nie to, że obserwują mnie kamery zasłoniłabym uszy i nigdy ich nie odsłoniła, żeby tylko nie usłyszeć przypadniem nazwiska następnego trybuta.
- April Sanet! - wypowiedziała dźwięcznie Effie. Nie wiem skąd w jej słowach tyle radości.
Przez krótka chwile wszyscy potencjalni kandydaci zamarli w miejscu, lecz już po chwili widać było ulge na twarzy niektórych. Nie wiedziałam kim jest dziewczyna o imieniu April. Chyba jej nie znałam, przynajmniej nie z nazwiska. W jednym miejscu ludzie zaczęli odsuwać się od drobnej dziewczynki jakby miała ich pozabijać. Poczułam dziwny ucisk w sercu, rok temu ludzie odsuwali się tak ode mnie. Dziewczyna z załamana miną lekko wychyliła się poza szeregi, a chwilę potem przejęli ją Strażnicy pokoju, którzy prowadzili ją prosto do Effie. Kapitolańska kobieta nie ukrywała, że czeka tam na nią z niecierpliwością. Wzrok dziewczynki mniee przeraził, oczy miała w bardzie deszczu. To nie był zwykły niebieski, czy błękitny, to deszcz. Jednak mina i wyraz twarzy z jakim patrzyła się na garstkę ludzi po mojej stronie mógłby mnie zamrozić.
Effie prosi o wielkie brawa dla April, lecz nikt nie klacze, a kilka osób w przeciwieństwie do próśb Effie unosi się gorzkim płaczem. Pora na chłopca. Teraz serce bije mi jeszcze bardziej. Gale, Peeta, chłopcy ze szkoły, ze Złożyska.Czy Effie nie wylosuje jednego z nich.
- Joe Arlerton!
Kojarzę go. Ma może z 15 lat. To kolega Peety i chodź rozmawiałam z nim tylko jeden raz w życiu czuje się jakbym właśnie traciła przyjaciela. Patrzę na dwójkę trybutów i widzę jak podaja sobie ręce. nie widzę April, ani Joe. Widzę Rosie i Jacksona. Widzę jak odtrącam rękę Jacksona, widzę jego śmierć. Widzę coś czego w życiu nie widziałam. Ponownie patrzę na dwójkę dzieci. Nie wyglądają jak zabójcy, ale jak zakochane szczeniaki. Czemu los rozdziela dwójkę potencjalnych przyszłych kochanków? Okrutne. Dam uciąć sobie rękę, że się nie znają, ale gdyby los był łaskawy i połączył ich razem byliby chyba nieźle dobraną parą.
Kiedy wybudzam się z zamyśleń widzę zwróconą kamerę w moją stronę. Trybuci zniknęli, tłum się rozchodzi, człowiek operujący kamerą kończy ujecie. To tyle. Wciąż siedzę na krześle i mocno zaciskam palce na drewnianych ramionach krzesła. Co się właśnie stało? Miałam jakąś wizje, czy dziwny sen? Nie mogę się podnieść, całe moje ciało jest sparaliżowane, a policzki mokre jakby przed chwilą podał na nie deszcz.
- No skarnie, przyzwyczajaj się. - sczepcze Haymitch obojętnie i odchodzi.
- Co? Przyzwyczajaj? Ty nie masz uczuć? Widziałeś ich? - krzyczę nadal ze łzami, ale on nawet nie odwraca się żeby mi odpowiedzieć. - Kłamca! Kłamca i tchórz! - ponownie opadam na krześle, z którego jeszcze chwilę temu zerwałam się gwałtownie. Nie mogę sobie uzmysłowić zasad tej gry, w którą sama byłam wplatana, a teraz również sama w nią gram.
- Ej Rosie, daj spokój nic na to nie poradzisz. - słyszę delikatny głos Gale'a. Niewiele myśląc rzucam się mu na szyję dalej zapłakana.
- Widziałeś to? Przecież to nie jest... ludzkie. Co oni... Co oni w ogóle...
- Uspokój się, nic na to nie poradzisz. - głaszcze mnie czule po włosach.
Nie mogę się uspokoić, ale przynajmniej stwarzam takie pozory, aby Gale nie przejmował się mną.
- To nie Twoje Igrzyska, jesteś im tam tylko po prostu potrzebna. - zaczynam kręcić głową, a łzy znów napływają mi do oczu.
- Nie Gale, one nigdy się nie kończą. Gdybyś wiedział... - tu urywam swoją wypowiedź. Nie chce mu mówić o liście sprzed dwóch miesięcy, o ostrzeżeniach Haymitcha, o tym jak Igrzyska bardzo nas od siebie oddaliły. - Nie wiesz. Nigdy pewnie nie będziesz wiedział.
- To mi opowiedz. - prosi.
- Najpierw sama muszę się wszystkiego dowiedzieć, tylko mi nie ma kto tego opowiedzieć.
Kolejna godzinę, którą nowi zawodnicy mają na pożegnaniu się z rodziną, spędzamy razem. Chyba nadrabiamy te dwa miesiące, podczas których ciocia kryła mnie i robiła wszystko żebym tylko nie wyszła na dwór. Robiła to wszystko na moją prośbę i wiem, że sama najchętniej wyrzuciłaby mnie za drzwi rankiem i dokładnie je zamknęła, otwierając dopiero wieczorem. Ten świat nie jest dla mnie. Z pewnością nie w tych czasach.
Hej, jestem w klasie maturalnej i właśnie jestem w trakcie tworzenia prezentacji na maturę ustną. Mój temat to tajemnice bestsellerów. Poszukuję osób, które interesują się takimi książkami jak: SAGA O HARRYM POTTERZE, IGRZYSKA ŚMIERCI, KSIĄŻKI DANA BROWNA oraz PACHNIDŁO. Z tego co widzę, jesteś jedną z nich, więc może chciałabyś mi pomóc odpowiadając na kilka moich pytań? Byłabym bardzo wdzięczna. Więcej informacji znajdziesz w poście na moim blogu: http://suoegrog.blogspot.com/2013/05/piaty-maja-niedziela.html
OdpowiedzUsuńTam też możesz wyrazić chęć pomocy, z góry bardzo dziękuję. Czekam na odpowiedź i pozdrawiam.
PS. Przepraszam za spam, ale każdemu chcę przekazać tę samą wiadomość.