piątek, 8 marca 2013

Rozdział 28

Dojeżdżamy windą do poziomu, na którym odbywało się szkolenie. Zgodnie z tradycją zwycięzca oraz jego ekipa wyłaniają się spod sceny. Najpierw na estradzie pojawia się ekipa przygotowawcza, następnie opiekun, stylista, mentor i dopiero na końcu trybut. Jest mi strasznie słabo i kręci mi się w głowie. Trafiam do słabo oświetlonego pomieszczenia pod sceną. Specjalnie dla mnie zainstalowano nową płytę z metalu, która przetransportuje mnie na górę. Tu i tam widzę kupki trocin, w powietrzu unosi się woń świeżej farby. Alex i ekipa przygotowawcza odchodzą, aby się przebrać we własne kostiumy i zająć wyznaczone miejsca. Grzmiące hałasy, wydawane przez publiczność, są tak donośne, że zauważam Haymitcha dopiero wtedy, kiedy kładzie mi rękę na ramieniu. Prowadzi mnie do metalowej tarczy.
- To twój wieczór, skarbie. Miłej zabawy. - Całuje mnie w czoło i znika w mroku. Przytrzymuję się tarczy, aby nie upaść. Kolana trzęsą mi się bardzo mocno.
Dźwięki hymnu grzmią mi w uszach, a po chwili słyszę Caesara Flickermana, który wita zgromadzoną publiczność. Czy wie, jaką wagę ma każde odtąd wypowiedziane przez niego słowo? Bez wątpienia. Prezentacji ekip przygotowawczych towarzyszą burzliwe oklaski widzów. Pierwsi są Lola, Nate i Lewis. Wyobrażam sobie jak energicznie skaczą po scenie i niepoważnie kłaniają się na prawo i lewo. Po nich na estradę wchodzi Effie. Od dawna czekała na tę chwilę. Mam nadzieję, że jest w stanie cieszyć się swoim
triumfem. Aleksa ogarniają rzęsiste oklaski, a jakże, sprawdził się rewelacyjnie. To był olśniewający debiut. Pojawienie się Haymitcha wywołuje wśród publiczności entuzjazm, który nie ustaje przez co najmniej pięć minut. Nareszcie odniósł sukces. Utrzymał przy życiu jednego ze swoich trybutów. To dla niego ogromne wyróżnienie.
Czuję jak tarcza wynosi mnie na powierzchnię. Prostuję się, złączam nogi, szeroki uśmiech i do dzieła. Powstrzymuję się żeby znów nie zgiąć się w pół, pięknego uśmiechu nie zamienić w grymas i koślawo ustawić nóg. Oślepiające światła. Ogłuszający ryk publiczności sprawia, że metal drży mi pod stopami. Uśmiecham się i delikatnie macham ręką, która teraz boli mnie niemiłosiernie. Po kilku minutach okrzyków radości i oklasków do akcji wkracza Haymitch. Podaje mi rękę, a ja mocno ją ściskam z ulgą. Podtrzymuje mnie i prowadzi do tronu zwycięzcy. Zajmuję miejsce, wówczas Haymitch odchodzi, a w jego miejsce pojawia się Caesar Flickerman. Całuje mnie w dłoń i mówi, że wyglądam prześlicznie. Zajmuje miejsce na fotelu nieopodal mnie, rzuca jeszcze garść dowcipów i nadchodzi pora na zasadniczą część widowiska. Potrwa dokładnie trzy godziny i każdy mieszkaniec Panem ma obowiązek je obejrzeć. Światła przygasają, na ekranie pojawia się godło państwowe, a ja sobie uświadamiam, że nie jestem przygotowana na to, co mnie czeka. Nie chcę oglądać śmierci moich dwudziestu trzech rywali. Serce wali mi jak młotem, mam
ogromną ochotę uciec ze sceny. Podczas emisji powtórki najważniejszych wydarzeń igrzysk realizatorzy od czasu do czasu pokazują w rogu ekranu przebitki na twarz zwycięzcy, aby każdy mógł się przyjrzeć jego reakcji. Skrócenie kilku tygodni igrzysk do zaledwie trzech godzin to nie lada wyczyn, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, ile kamer jednocześnie pracowało na arenie. Osoby odpowiedzialne za montaż filmu muszą
zadecydować, jaką historię chcą pokazać. W tym roku skupiają się na historii biednej dziewczynki z Dwunastego Dystryktu. Przez pół godziny przypominamy sobie zdarzenia poprzedzające walkę na arenie, dożynki, przejazd rydwanów przez Kapitol, oceny ze szkolenia, prezentacje. W tle rozbrzmiewa rytmiczna muzyka, który nadaje filmowi dodatkowy, upiorny wymiar, bo przecież prawie wszyscy bohaterowie już nie żyją. Pierwsze ujęcia z areny dotyczą początkowej krwawej jatki, zaprezentowanej ze wszystkimi szczegółami. Później na przemian pokazują umierających trybutów i mnie. Teraz oglądam to, co widzieli telewidzowie. Mój widok mnie przeraża kiedy widzę zamarzającą siebie, zatapianą, walczącą. Pokazują wszystkie piosenki, robią zbliżenia na rany, pokazują twarze osób, które zginęły z mojej ręki. Coś we mnie się zamyka, jestem zbyt otępiała, aby cokolwiek czuć. Zupełnie jakbym oglądała obce osoby na innych Głodowych Igrzyskach. Oglądam zmiecha oraz moją reakcję na jego widok. Muszę obiektywnie przyznać, że i jedno, i drugie jest okropne. Widzę jak chłopak z jedynki walczy ze zmiechem, ten się przewraca, miażdży mnie, ale po chwili wstaje i rozszarpuje chłopaka na strzępy. Następuje wystrzał z armaty, Caesar mówi, że zwyciężyłam, publiczność szaleje. Przypominam sobie, że nie słyszałam nic takiego. Film kończy się. Czuję się jakbym nie była sobą, a kimś z zewnątrz i oglądała zupełnie inne igrzyska.
Ponownie słychać hymn, tym razem Caesar znajduje się szybko przy mnie i pomaga mi wstać. Zajęło mi to dłuższą chwilę, ale udało się. Ktoś musiał powiadomić Caesara o moim stanie. Możliwe, że sam też się tego domyślił widząc jak wcześniej kurczowo trzymam się Haymitcha i bardzo pokracznie stąpam.
Na scenę wkracza prezydent Snow we własnej osobie, a za nim dziewczynka z poduszką, na której leży korona. Prezydent wkłada mi koronę na głowę i uśmiecha się, po czym ściska moją rękę gratulując.
Nadchodzi czas kolejnych ukłonów i długich oklasków. Ręka mi już opada od ciągłego machania, kiedy Caesar Flickerman ostatecznie żegna się z widzami i przypomina, żeby koniecznie zasiedli przed ekranami jutro, kiedy zaprezentowane zostaną ostatnie wywiady. Jakby w ogóle mieli coś do powiedzenia.
Zostaję błyskawicznie przetransportowana do posiadłości prezydenta na bankiet zwycięstwa, gdzie brakuje mi czasu na jedzenie, picie, czy choćby chwilę odpoczynku dla zmęczonego i wyczerpanego ciała. Wysocy urzędnicy Kapitolu oraz szczególnie hojni sponsorzy przepychają się, aby koniecznie zrobić sobie ze mną zdjęcie. Migają mi przed oczami rozpromienione twarze, z biegiem czasu coraz bardziej odurzone. Momentami zauważam Haymitcha, co mnie pokrzepia, a także prezydenta Snowa. Mimo wszystko ciągle się śmieję, dziękuję ludziom i szczerzę się do obiektywów.

Słońce wygląda zza horyzontu, kiedy suniemy z powrotem na dwunaste piętro Ośrodka Szkoleniowego. Chcę zamienić chodź kilka słów z Haymitchem, ale ten odsyła mnie do mojej sypialni razem z Alexem. Stylista pomaga mi się rozebrać, zmyć makijaż i ubrać w piżamę. Pomaga wejść do łóżka, podaje szklankę wody, po chwili odstawia na miejsce, przykrywa kołdrą i całuje w czoło na dobranoc.
- Śpij dobrze. - mówi i wychodzi. Wątpię czy ta noc będzie dobra. Na szczęście wykończona zasypiam, ale często przebudzam się pod wpływem silnego bólu kończyn. Już teraz wiem, że jutro będę okropnie niewyspana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz