sobota, 23 marca 2013

Rozdział 42

Jest źle. Myślałam, że miesiąc po Tourne sytuacja się poprawi. Nękają mnie koszmary, nie mogę jeść, spać. Nie wychodzę na dwór. Widzę ile przykrości i kłopotu sprawiam ludziom wokół. Czasami kiedy jestem nieznośna ciocia zamiast na mnie nakrzyczeć tak jak było zawsze, zaszywa się w którymś z pokoi i płacze. Nie mogę dojść do porozumienia z Haymitchem. Nie jest już tym pomocnym mentorem, który zawsze pomagał mi się podnieść, który zawsze trzymał mnie za rękę, żebym się nie przewróciła. To zimny i obojętny facet, a w dodatku pijak. Nie wiem czy ludzie wokół tak się zmienili, czy zawsze tacy byli, ale żyło mi się zbyt beztrosko żeby to zauważyć. Zaniedbuję znajomości. Z Peetą widziałam się tylko dwa razy od powrotu z Igrzysk. Ciągle zbywam Gale'a choć jego obecność jest mi potrzebna jak woda do życia. Nie dlatego, że jestem zakochana po uszy czy coś. Tylko on potrafi mnie ożywić i dać niezłego kopniaka żebym mogła się podnieść. Nie wychodzę już na dwór. W ogóle. I choć niedługo nadejdzie wiosna i śnieg powoli się roztapia, we mnie nic nie budzi się do życia. Nie mam ochoty. Rzygać mi się chce jak patrzę na ten świat.

Jeden miesiąc za mną. Moja kolejny, następny i jeszcze następny. Może teraz kiedy ciepłe promienie letniego słońca nie pozwalają mi się skryć w żadnym zakątku mojego domu pozwolę sobie spacer. Nie taki zwykły spacer. Nie chcę żeby ludzie mnie widzieli, nie chcę żeby na mnie parzyli. Nie chcę żeby ze mną rozmawiali. Chcę żyć jak kiedyś, choć wiem że to już nigdy nie wróci.
Tego wieczoru zastanawiam się jak pachnie las i usiłuję sobie to przypomnieć. Nie chcę nawet o tym myśleć, ale tak. Chyba będę musiała sama sobie to przypomnieć.
Dochodząc do ogrodzenia znów sprawdzam czy nie jest pod napięciem. Cisza. Z wielkim trudem i bólem przekładam jedna nogę, potem drugą i jestem już po drugiej stronie. Teraz czym prędzej, aby nikt mnie nie zauważył sunę się do lasu. Zapach grzybów, igieł, liści, drewna, trawy. Jakim cudem mogłam to zapomnieć? Przechodzę koło drzew dotykając ich miękkiej, wilgotnej kory, cieszę się zapachem, wsłuchuję się w każdy szelest. Chcę chłonąć każdy skrawek tej magicznej przestrzeni. Tutaj czuję się jak w domu. Nie jak w starym domu cioci, nie jak w moim nowym domu. Tamte domu to tylko budynki. Prawdziwy dom jest tu.
Siadam na miękkiej trawie, cieszę się widokiem mojej polany. To tyle czasu, a czuję się jakbym odkryła ją wczoraj. Chciałabym wymazać ostatni rok z pamięci. Chciałabym nigdy nie poznać Gale, nie byłabym teraz uzależniona od niego. Chciałabym nigdy nie uczestniczyć w Igrzyskach. Chciałabym nigdy nie poznać Effie, Haymitcha i Alex. Wszystkich ich na swój sposób kocham i szanuję, ale dla mnie lepiej byłoby gdybym nigdy ich nigdy nie poznała.
- Nie wierzę. Ciotka wyrzuciła Cię z domu, czy co? - przestraszyłam się. Nie słyszałam żadnych kroków, nic.
- A Ty zawsze musisz się tak skradać?
- To moja specjalność. Co Ty tu robisz? - zapytał nieco zdezorientowany Gale.
- Nic. Uznałam, że w końcu będę musiała wyjść z domu i przyszłam tu.
- Witam w świecie żywych. - uśmiechnął się. Nie byłabym sobą gdybym nie odwzajemniła tego.
- Trochę długo zeszło mi się z powrotem do siebie.
- Skoro sama z własnej woli wyszłaś z domu to znak, że teraz będzie już tylko lepiej.
Mimowolnie uśmiecham się, choć w całości nie podzielam jego zdania.
- Czemu dziś tu przyszedłeś?  - pytam zaciekawiona.
- Codziennie tu jestem. Zawsze tu, zawsze o tej porze.
- Czemu?
- Bo mam nadzieję, że w końcu przyjdziesz.
Zdziwiło mnie to. Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłam się czerwona jak burak, choć w tych ciemnościach i tak pewnie by tego nie zauważył.
Luźna rozmowa na różne tematy, śmiejemy się, wygłupiamy, wspominamy, jesteśmy razem, milczymy. Chyba tego mi najbardziej brakowało po igrzyskach, a w domu nie mogłam się czuć tak swobodnie jak tu. Gale z nieukrywaną radością co chwila przypomina mi, ze muszę wychodzić częściej. Cieszy się z mojej obecności, widzę to. Ja natomiast ciesze się, ze znów jest przy mnie, trzyma mnie za rękę i opowiada o wszystkim. Nie mówi nic o Katniss, ale ja wciąż pamiętam jak wcześniej entuzjastycznie o niej opowiadał. Kiedy sama pytam o nią nic nie odpowiada, ale dostrzegam dziki błysk w jego oku oraz nieprzeciętny uśmiech. No tak. Wszystko jasne. Wymyślam szybką wymówkę i udaję się do domu. Odmawiam kiedy chce mnie odprowadzić. Nie wiedziałam tak na prawdę czego tam szukam. Szukałam Gale'a. Mojego starego Gale'a, a znalazłam innego. Widać w niecały rok może się dużo zmienić. Więc co będzie za dwa, za trzy, albo cztery lata? Świat przestanie dla mnie istnieć? Możliwe. To jedyny dowód na to, że igrzyska zabijają każdego. Przegranych i wygranych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz