sobota, 23 marca 2013

Rozdział 41

W pociągu musimy być o pierwszej w nocy. Nie widzę tu żadnego zegara. Nigdzie nie widzę Effie. Niech ten koszmar w końcu się skończy i wracajmy już do domu. Zauważam Alex. Może on powie mi co dalej.
- Effie wspomniała, że o pierwszej musimy być w pociągu. Ciekawe, która godzina. - szepczę koło niego niby od niechcenia, jednak celowo.
- Dochodzi północ. Nieźle się spisałaś. - uśmiecha się do mnie.
- Alex, czemu zabrałeś...
- Ciii! - rozgląda się czy nie nagrała tego epika telewizyjna. - W domu.
- Pora podziękować i się pożegnać! - niespodziewanie szczebiocze Effie u mojego boku. Od czasu do czasu, tak jak teraz, bardzo mnie cieszy jej chorobliwa punktualność. Effie dyskretnie macha ręką do dwóch kapitolińskich porządkowych, którzy prowadzą między sobą nietrzeźwego Haymitcha. Samochodem o przyciemnionych szybach jedziemy ulicami Kapitolu, a za nami drugie auto z moją ekipą przygotowawczą.
Tłumy świętujących ludzi są tak gęste, że wleczemy się bardzo powoli, lecz Effie panuje nad sytuacją. Przewidziała korki, więc punktualnie o pierwszej jesteśmy w pociągu i opuszczamy dworzec. Haymitch zostaje odprowadzony do swojego przedziału, a Alex zamawia da nas brendy. Kiedy zasiadamy przy stole, Effie macha harmonogramem i przypomina nam, że tournee nadal trwa.
- Musimy pomyśleć o Święcie Zbiorów w Dwunastym Dystrykcie. Dlatego proponuję, żebyśmy od razu poszli spać. - sugeruje. Alex obiecuje i zaklina się na wszystko co mu drogie, że odprowadzi mnie do mojego przedziału za 5 minut. Nieco wzburzona Effie zgadza się i sama udaje się do swojego przedziału.
- Twoja broszka. - wręcza mi drobną biżuterię. - Przepraszam, wyjaśnię Ci to w Dwunastce. - nic mu nie odpowiadam, widziałam w jakim był stanie tej nocy. Zgodnie z obietnicą prowadzi mnie do mojego przedziału, a ja rzucam się na ogromne łóżko i od razu zasypiam.
Otwieram oczy dopiero wczesnym popołudniem. Boli mnie głowa i wszystkie kości. Jest mi niedobrze i czuję, ze za chwilę mogę zwymiotować. Jedyne co mnie cieszy to noc bez koszmarów. Rzeczywiście, pierwszy raz od niepamiętnych czasów spokojnie przespałam noc. Nie wiem czym zostało to spowodowane.
Harmonogram naszych zajęć w Dwunastym Dystrykcie obejmuje udział w kolacji, wydawanej dzisiaj przez burmistrza Undersee'ego, a także w wiecu zwycięstwa na placu, podczas jutrzejszych obchodów Święta Zbiorów. Organizowane jest zawsze w ostatni dzień Tournee Zwycięzców, ale zwykle wiąże się z posiłkiem w domu lub w gronie kilkorga przyjaciół, jeśli kogoś stać. W tym roku przyszykowano wielką imprezę, a ponieważ całość sfinansował Kapitol, nikt w dystrykcie nie będzie głodny.
Większość naszych przygotowań odbędzie się w domu burmistrza, ponieważ podczas występów pod gołym niebem znowu będziemy ubrani w futra. Na stacji jesteśmy tylko przez chwilę, z uśmiechem machamy do ludzi i od razu wszyscy wsiadamy do samochodu. Do kolacji nie zobaczę się nawet z Ciocią.
Cieszę się, że kolacja jest w domu burmistrza, a nie w Pałacu Sprawiedliwości, gdzie odbywały się uroczystości żałobne po śmierci mojego ojca. Po dożynkach zabrano mnie także tam, na bolesne pożegnanie z bliskimi. Pałac Sprawiedliwości jest pełen zbyt smutnych wspomnień. Nienawidzę tego miejsca.
Effie natychmiast zagania mnie na trzecie piętro, gdzie mam się przygotować. Ekipa mnie maluje i ubiera w długą kwiecistą suknię z długimi rękawami. Nie wyglądam wojowniczo tylko... kobieco. To trochę krępujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz