- Gdzie byłaś? - spytał Haymitch.
- Nie wiem, oni nie są ludźmi tylko potworami, wracajmy do pociągu, proszę. - nie wiem czemu, ale łzy zaczęły mi spływać po policzkach jeszcze bardziej.
- Teraz jeszcze nie możemy, powiedz co się stało.
- Mags się na mnie uwzięła, zaczęła coś gadać, że jestem beznadziejna, że jestem dzieckiem, a robią mnie nie wiadomo na kogo. Uważa się za...
- Mags? Och daj spokój przejmujesz się. Spójrz na siebie. Wyglądasz pięknie, masz piękny makijaż i włosy. Nie przejmuj się. Inni zwycięzcy zawsze będą tak o tobie mówić tylko po to abyś straciła wiarę w siebie.
- Jesteś wojowniczką i zawsze nią będziesz. Bo musisz. - dodał Alex. - Uśmiech, bo kamera na Ciebie patrzy. - szepnął odwracają się w drugą stronę, a ja zaśmiałam się jakby powiedział dobry dowcip.
Przez resztę wieczoru nie rozmawiałam z Finnickiem, choć widziałam, że chciałby. Nie widziałam także reszty zwycięzców prócz krzątającego się po sali Johna. Jego tez unikałam.
Uroczysta kolacja dobiegała końca. Effie zebrała wszystkich członków mojej ekipy i ruszyliśmy do pociągu. Śnieg pokrył jeszcze większą warstwą ziemię, a na dodatek nie przestawał padać. Zrobiła się straszna zamieć. Kiedy dotarliśmy do pociągu drzwi były zamknięte i widzieliśmy tylko jak obsługa pociągu oraz Strażnicy pokoju biegają koło wagonów i krzyczą coś do siebie. Haymitch chciał dowiedzieć się o co chodzi i poszedł porozmawiać z kimś. W tym czasie czułam jak moje stopy zamarzają w lekkich bucikach. W dodatku było strasznie zimno i cała się trzęsłam. Alex widząc to objął mnie rękami. Ne wiele to dawało, ale było troszkę cieplej.
- Słuchajcie musimy wrócić do Pałacu Sprawiedliwości dopóki nie uda się odkopać i odpalić pociągu. Paliwo zamarzło, a nie ma tu w pobliżu czegoś co mogłoby je rozmrozić. Muszą sprowadzić to z Kapitolu. Bóg jeden wie ile to im zajmie czasu.
Myślałam, że Haymitch żartuje sobie z nas, ale jego grobowa mina również wyrażała niezadowolenie.
Po około dwudziestu minutach spowrotem byliśmy w Pałacu Sprawiedliwości. Pierwsze co przykuło moją uwagę to mały grzejniczek koło ściany w korytarzu. Od razu rzuciłam się w jego stronę klękając i obejmując go rękami.
- Ej, Rosie, nie rób obciachu. - ponaglił mnie Haymitch po kilku minutach "przytulania" kaloryfera.
Oderwałam się od niego i wstałam, lecz wciąż nie czułam palców u stóp. Znów wróciliśmy do sali, w której wcześniej odbywała się uroczysta kolacja na moją cześć. Nie było tu już żadnych gości oprócz ludzi zatrudnionych do sprzątania oraz czwórki zwycięzców, którzy głośno rozmawiali i śmiali się. Musimy to zaczekać do czasu aż ktoś z pracowników pociągu po nas nie przyjdzie. Ach lepiej nie mogłam trafić! Świetnie!
Haymitch wytłumaczył im całe zajście, a ja usiadłam razem z oburzoną Effie na końcu długiego stołu. Effie nie mogła ścierpieć czekania. czuła się oburzona i zaniedbana, a ja tylko jej przytakiwałam nie zwracając uwagi na to co mówi. Po kilku minutach Effie odeszła skarżyć się Alexowi, kiedy zauważyła, że w ogóle jej nie słucham. Zostałam sama. Haymitch też gdzieś zniknął. W pomieszczeniu robiło się coraz chłodniej, a w dodatku wiatr, który dostawał się przez nieszczelnie zamknięte drzwi niemiłosiernie mroził mi kostki.
Rozejrzałam się. W sali nie było nikogo. Zupełnie nikogo nie wiem kiedy i jak to zrobili, ale wszyscy gdzieś wyszli. Zawołałam Haymitcha, później Alexa i Effie. Nikt mi nie odpowiedział. Byłam na nich tak zła że łzy bezwarunkowo zaczeły mi cieknąć po policzkach. Zawsze mi musi się przytrafić wszystko co najgorsze.
Usiadłam podkulając nogi i opierająca na kolanach brodę. Robiło się coraz zimniej, a ja powoli marzłam w lekkiej sukience.
- Jak już masz tu marznąć to chodź. - odezwał się męski głos za moimi plecami. Wystraszyłam się i o mało co nie podskoczyłam. Obejrzałam się i zauważyłam, że to John.
- Poradzę sobie. - warknęłam.
- Serio? Bo aż prawie jesteś niebieska i tak w ogóle to makijaż Ci się chyba rozmazał i jeśli mam być już całkowicie szczery to sukienka ci krwawi. - zaśmiał się. Moją uwagę przykuły tylko jego ostatnie słowa. Przyjrzałam się sukienkę i zauważyłam na udzie czerwoną plamę krwi. Podwinęłam sukienkę i zauważyłam, że to nie krwawiąca sukienka tylko pękły mi jedne z licznych szwów po pamiętnych nożach.
- To raczej trzeba będzie opatrzyć.
- Jeszcze tu jesteś? Mówiłam, że sobie poradzę. Możesz mnie zostawić. - znów warknęłam.
- Nie zachowuj się jak Mags. Ona po prostu nie chce czegoś zrozumieć, nie może czegoś sobie uświadomić i dlatego dziś się tak zachowała. Ona jest na prawdę przemiłą osobą i da się z nią żyć, uwierz mi. I daj sobie pomóc.
- Przez cztery tygodnie biegałam z kłutymi ranami na rękach. Myślisz, że przejmuję się tym? Po prostu idź sobie. - nie chciałam dopuścić się jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi z Czwartego Dystryktu. Oni uważali mnie za kawał mięsa, który zabija, więc ja też nie powinnam myśleć inaczej o nich.
- Daj znać jak wydoroślejesz. - odpowiedział spokojnym tonem. To prowokacja, nie daj się sprowokować.
- Daj znać jak przestaniesz być nadętym burakiem. - warknęłam ledwo słyszalnie.
- Słyszałem. - odparł równie cicho i zaśmiał się. Nie no, on doprowadza mnie do szału.
- Dobra jak jesteś taki mądry to opatrz to!
Zostałam zaprowadzona do innej małej salki. John kazał mi usiąść, a sam wyjął z małej apteczki wodę utlenianą oraz bandaże. Po kilku sekundach rana była już opatrzona. Później przeszliśmy do innej salki. Jeszcze bardziej zadymionej i cuchnącej alkoholem. Był tu Haymitch, Finnick i Annie.
- Moja gwiazdka wróciła! - po tych słowach wywnioskowałam, że jest lekko pijany.
- Minęło pół godziny, a ty jesteś pijany.
- Nigdy w życiu. Czy widziałaś mnie kiedykolwiek nietrzeźwego?
- Prawie zawsze. - mruknęłam pod nosem.
Na początku tylko siedziałam i przyglądałam się jak Haymitch znów pije na umór, a Finnick i Annie świetnie się przy tym bawią. Później jednak znów zajęłam się rozmową z Johnem. Na początku szło mi to bardzo opornie, ale później rozmowa nabrała sensu i jakoś szło. A nawet powiem, ze gadało się dość dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz