niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 44

Od dwóch tygodni regularnie bywałam na Ćwieku. Chodziłam z ciocią na spacery, pozwoliłam sobie nawet na odwiedzenie piekarni Mellarków. Strasznie stęskniłam się za tym  blondwłosym chłopakiem, który często odprowadzał mnie po szkole do domu. Tak, powoli zaczynało być jak dawniej. Jednak noce wolałam spędzać w lesie, gdzie zawsze spotykałam Gale'a. Nocne przemyślenia powodowały masę sennych koszmarów, to było najokropniejsze. Właśnie tego nie mogłam zrozumieć. Im bardziej stawałam się taka jak kiedyś, tym bardziej koszmary przypominały i o tym co przeżyłam na arenie i ogólne emocje związane z igrzyskami. To był teraz jedyny koszmar na jawie. Przynajmniej dla mnie.

Tego ranka miałam razem z ciocią iść na Ćwiek. Chciała kupić kilka rzeczy. Nie wnikałam.Kiedy miałyśmy już wychodzić zauważyłam, ze na stoliku koło kwiatów leży list w purpurowej kopercie.
- Co to? - spytałam.
- Ach no tak! Zapomniałam. Do Ciebie. Dziś przyszedł jakiś człowiek z polecenia burmistrza i przyniósł to.
- To idź już, a ja za chwilę Cię dogonię.
Kiedy tylko ciocia wyszła rzuciłam się na piękna kopertę. W pośpiechu rozerwałam ją, a moim oczom ukazała się skromna karteczka z jakąś informacja zapisana drobnym druczkiem. Od razu zabrałam się do czytania.
Rosie,
Miło i nieoczekiwanie ślę Ci tę wiadomość. Dużo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania w Kapitolu. Kiedy znów się spotkamy mam dla Ciebie niesamowitą niespodziankę. Sporo było do przemyślenia i wiem, że oboje dobrze wykorzystaliśmy damy nam czas. Do zobaczenia niedługo.
     Coriolanus Snow           

List od prezydenta Panem? Czy może ktoś sobie żarty robi? Pisze tak do wszystkich zwycięzców dając im znać, że o nich pamięta, czy co? I o co w tym w ogóle chodzi. 
Obiecałam cioci, że niedługo ją dogonię, ale już chyba nie zdążę. Siedzę wtulona w miękką kanapie i powoli słowo po słowie czytam list. Po dziesięciokrotnym przeczytaniu tekstu znam go już prawie na pamięć, ale dalej nie wiem o co w nim chodzi. A  może w ogóle nie powinnam się tym przejmować? Nie wiem. Ale jeśli każdy zwycięzca otrzymuje taką wiadomość to z pewnością Haymitch też dostałby taką. Powinnam iść z tym do niego. Jego dom jest stosunkowo niedaleko więc droga zajmuje mi około trzech minut. Już w wejściu czuję odór alkoholu, widzę przeogromny bałagan, wszędzie walające się ubrania, przedmioty. W salonie oparty o kant stołu siedzi nieprzytomny Haymitch. Nie wiem czy zemdlał, czy śpi. Nigdy nie sprawdzałam tego, ponieważ zawsze śpi z nożem zaciśniętym w pięści. Zawsze oblewam go zimną wodą, wtedy on wstaje i zdezorientowany wymachuje nożem na wszystkie strony. Kiedy po chwili orientuje się, że to tylko ja znów powraca do poprzedniej pozycji cicho klnąc pod nosem oczywiście w moim kierunku.
- Haymitch, spójrz na to. - podsuwam mu kawałek papieru prawie pod nos, ale on i tak nie chce na niego spojrzeć i dalej próbuje zasnąć. - Haymitch, to z Kapitolu, zobacz. - na te słowa nieco się ożywił, ale nadal nie do końca. Jest nieco pijany więc daruję mu ślamazarne ruchy. Kiedy czyta list co chwila marszczy czoło i robi zdziwione miny. Na koniec odkłada papier na szklany stolik i przeszywa mnie wzrokiem z góry na dół. Nie wiem o co mu chodzi. 
- Przekichałaś sobie. - zaczyna.
- Co?
- Po jaką cholerę zrobiłaś się taka ładna? - pyta dość poważnie. 
- Nie wiem o czym Ty mówisz. 
- A Finnick Odair mówi Ci to coś? 
- No tak, on...
- On. Symbol seksu, najprzystojniejszy z wygranych, który poddał się Snow'owi. Każda kobieta marzy choćby o jednej chwili spędzonej z nim.
- No i?
- Przywitaj się z jego damską wersją. - przez chwilę się zastanawiam i nie mogę się połapać. 
- Czyli Kapitol uznał mnie za...
- Najbardziej atrakcyjną zwyciężczynie. Tak mi się wydaje. 
- I tyle? 
- Ładna to ty jesteś, ale głupia jak nie wiem co. Nie rozumiesz? - pyta już zdenerwowany. Łapie mnie za ramię i wyprowadza z domu. Kiedy jesteśmy już kilka metrów od niego znów zaczyna mówić. - Snow sprzedaje Finnicka jako żywą atrakcje za niewyobrażalne pieniądze. Każda kobieta o nim marzy więc za niego płacą. Ty jesteś następna. Będzie Cię chciał sprzedawać jak dojną krowę, a twoi "kupcy" będą mogli z Tobą robić co zechcą. A jak się sprzeciwisz to zabije wszystkich, na których Ci zależy. Wszystkich - powtarza już dużo łagodniej. Teraz w jego oczach widzę współczucie i troskę. Chwilę zajmuje mi przetrawienie nowych informacji aż w końcu dociera do mnie sens tego listu.
- To dlaczego Finnick się nie sprzeciwi? 
- Bo najwyraźniej zależy mu na rodzinie. - odpowiada jakby to było oczywiste. W sumie jest oczywiste. 
- A ja? - pytam zachrypniętym głosem mocno przejęta. 
- Decyzja należny do Ciebie. Napisał do zobaczenia niedługo. W Kapitolu z pewnością będzie oczekiwał Twojej odpowiedzi. - nie moge tego przyjąć do siebie to... to okropne i obrzydliwe. Co ja mam zrobić? Odwracam się na pięcie i z łzami w oczach kieruję się w stronę domu.
- Rosie, jak zdecydujesz się odmówić to lepiej przed wyjazdem pożegnaj się z ciotką, bo możesz już jej nie zobaczyć. - w tym zdaniu nie usłyszałam krytyki czy drwiny, tylko ból i współczucie. 
Boże, za niecałe dwa miesiące dożynki i znów będę w Kapitolu. Co ja mam zrobić w ty czasie? Co ja mam zrobić? Nie wiem, już o nic teraz nie walczę, bo czuję, że cokolwiek bym nie zrobiła i tak przegram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz