Coś strasznie głośno dźwięczało mi w uszach. Przebudziłam się, lecz otwierając oczy widziałam tylko ostre światło, które świeciło prosto w moje oczy. Odwróciłam wzrok i mrużąc oczy spostrzegłam, że zasnęłam w lesie. Wstałam tak szybko, że aż zakręciło mi się w głowie. Pokierowałam się w stronę ogrodzenia, którym zawsze przechodziłam na drugą stronę, ale migające plamki przed oczami mi to strasznie utrudniały. Po kilku minutach znalazłam się koło ogrodzenia. Uważnie rozejrzałam się, czy aby nikogo tam nie ma. Podeszłam bliżej i przez chwilę przysłuchiwałam się czy nie płynie prąd. Było cicho, a więc szybko przedostałam się na druga stronę. Przebiegłam około 200 metrów, a później wolnym spacerkiem szłam w stronę domu. Serce waliło mi jak nigdy. A jeśli ktoś mnie widział? Albo domyślił się, że tam byłam? Nie wszyscy byli tu uczciwi i porządni. Niektórzy po prostu woleli na kogoś naskarżyć Strażnikom Pokoju, alby tylko móc dostać coś do jedzenia. Tu w dwunastce to norma.
Przed domkiem stała ciocia. Jak na moje oko była dość zdenerwowana. Chodziła w kółko i spoglądała w niebo co jakiś czas. Kiedy mnie zobaczyła, po prostu mi pomachała i weszła do domu. Grała. Odegrała niezłą scenkę przed ludźmi. Prawdziwy dramat rozegra się zaraz w domu. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do domu zamykając za sobą drzwi.
- Rosie! Gdzie byłaś całą noc?! Wiesz, że nie przespałam całej nocy? Tyle razy prosiłam Cię, żebyś tam nie chodziła. A gdyby coś Ci się stało? Rosie, zbliżają się dożynki, wiesz ile straży teraz tu się kręci. Nie możesz tak bezkarnie chodzić tam. - z początku mówiła naprawdę rozgniewanym tonem, ale potem jakby już mniej.
- Też się cieszę, że Cię widzę. - odpowiedziałam.
- Rosie, to nie jest zabawne...
- Ja wiem. Ale to nie moja wina, przysięgam. Podłączyli prąd, co miałam zrobić?
- Nie chodzić tam. - teraz znów była na mnie zła.
- Dobrze, nie będę. - powiedziałam to tylko po to, żeby się uspokoiła i nie była dziś w złym humorze cały dzień.
- Kiedyś to już słyszałam.
- Będziesz mnie tym torturować do końca życia?
- Nie. - w końcu się uśmiechnęła. - Tylko tam nie chodź.
Późnym popołudniem postanowiłam, że pójdę na spacer. Chciałam wyciągnąć ciocię, ale nie chciała się zgodzić. Tłumaczyła, że musi uszyć kombinezon dla syna jakiegoś górnika, który niedługo zaczyna tam pracę. Tylko to nas utrzymuje, więc nie chciałam jej przeszkadzać. Zanim wyszłam musiałam chyba z dziesięć razy obiecać, że nie wyjdę poza granice dystryktu.
Nie mając dokąd iść postanowiłam odwiedzić Ćwiek. Większość ludzi z dystryktu kojarzy mnie jaką małą śpiewaczkę. Często śpiewałam na Ćwieku, w szkole, czy jakiś uroczystościach. Na Ćwieku nie działo się dziś zbyt wiele. Było mało ludzi, wszyscy wydawali się przygnębieni, albo znudzeni. Porozmawiałam z Śliską Sae, lubiła mnie. Z nią zawsze najlepiej gawędziło się. Zwłaszcza o moich "spacerkach" poza granicę dystryktu. Mówiła, że nie umiem korzystać z tej umiejętności jaką posiadam. Twierdziła, ze powinnam nauczyć się polować na dziką zwierzynę, bo ciocia nie zawsze będzie się mną zajmować. Nie miałam takich możliwości, żeby wyjść poza dystrykt i zacząć polować. Byłam dość ciemna w tych sprawach, a w dodatku nie miałam, żadnych narzędzi, broni, czegokolwiek. Sae nie przemyślała tego. Ale nie zamierzałam się tym przejmować. Była tylko starszą kobietą, z którą dobrze mi się gadało, a czasem nawet robiło interesy.
Kiedy wróciłam do domu było już ciemno.
- Myślałam, że znów tam byłaś. - jakby na przywitanie, stwierdziła ciocia.
- Byłam na Ćwieku. Sae znów opowiadała, jak to jestem nieprzydatna.
- Sae najchętniej wszystkich wysłałaby na polowanie. Aby tylko ludzie mieli co jeść. Ona taka już jest.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, później zjadłyśmy resztę chleba, który dziś rano kupiła ciocia u pana Mellarka.
Niezbyt zmęczona poszłam do łóżka czekając na sen, lecz ten uporczywie nie chciał dziś zawitać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz